Akcja tej opowieści rozpoczyna się w 1002 roku, jej miejsce to ziemie polskie i ich szeroko pojęte okolice. Przypominam, że panuje nam Bolesław, przez potomnych nazwany Chrobrym.

Dawniej blog ten znajdował się pod adresem: mad-and-evil.blog.onet.pl, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zajrzyj na pasek boczny.

środa, 12 grudnia 2012

18. Wyjazd księcia (Adelajda)


     Głos niósł się przez pałacowe korytarze. Odbijał od zdobionych ścian, krzątał pod drzwiami kolejnych komnat, po cichu przemierzał ogrody. Docierał do miast, miasteczek, wsi i wiosek. Wpadał w uszy, tworzył obrazy w wyobraźni. Obrazy przedstawiające setki wojów maszerujących w niemiecką stronę. 

     Zbroje błyszczały w słońcu, niczym drogie klejnoty zgubione przez damę, która spacerowała polem ze swoim ukochanym. Pot lał się z czół zaprawionych w bitwie wojów, których miny oznajmiały światu, że tej wojny nie zamierzają przegrać. Ludność mogła niemal czuć zapach koni, słyszeć głosy dowódców. Kwiaty porastające pola przy których, w wyobraźni mieszczan, były nadzwyczaj kolorowe a woń rumianku, maków, chabrów otulał czule wojów, którzy mieli bronić wolności. W kobietach wzbudzało to zachwyt. W mężczyznach pobudzało patriotyzm. Wiadomość o drużynie królowej Sygrydy Storrady wyruszającej na pole bitewne przemieszczała się szybciej niż sami wojowie, tak, że o ile w pierwszych ludzie stronili od nich, o tyle w kolejnych wioskach witani byli kwiatami, a gdy tylko przemaszerowali ludzie oczekiwali wojsk swojego władcy. Nie mylili się. 
     Drużyna Bolesława szykowała się do wymarszu. Co prawda mieli ruszyć na południe, jednak wieśniacy nie byli tak dobrze poinformowani i nie znali trasy przemarszu wojsk. A przynajmniej jeszcze nie. 
     Wymarsz wojsk powodował niemałe poruszenie na dworze. Służba ładowała wozy, stajenni siodłali konie, wprowadzano ostatnie poprawki przy zbrojach, ostrzono ostatnie miecze, poprawiano herby i flagi. Wśród całego tego zamętu, na placu znajdowała się młoda księżniczka, z żalem obserwująca wojów, którzy za kilka godzin mieli opuścić gród. Wielu z nich znała, lubiła i szanowała. Bała się o nich, a równocześnie ubolewała nad tym, jak nudno teraz będzie na dworze. W służbie nie znajdowało się wielu przystojnych mężczyzn, a księżniczka często korzystała z okazji obserwowania treningów, czy to drużyny ciotki, czy drużyny ojca. Było to całkiem miłą odskocznią od codziennych zajęć, a i mężczyźni poruszający się w swoistym tańcu z błyszczącą bronią w dłoniach wielce ją fascynowali. 
     Starała się nie rozważać o tym, że jej drogi ojciec wyrusza na wojnę. Była to przytłaczająca myśl, napawająca strachem i o ile ona, czy jej bracia jakoś potrafili ten strach maskować, o tyle Regelinda od kilku dni zalewała się łzami. 
     Adelajda tymczasem przechadzała się wśród wojów, wyszukując tych, których znała osobiście, by pobłogosławić ich na drogę. 
     Po jakiejś pół godzinie przyszło jej pożegnać się z ojcem. Ucałował ją w czoło i mimo iż chciała objąć go ramionami, przytulić policzek do ojcowskiej kolczy, rozpłakać się, jak małe dziecko, paść mu do stóp i błagać by został, etykieta jej tego zabraniała. Zawsze czuła się, jakby miała duszę spętaną sznurami stworzonymi z zasad, nakazów i zakazów. Jedynie posłusznie ukłoniła się ojcu, a potem obserwowała, jak żegna się z jej siostrą. Regelinda przywarła do niego i długo nie chciała puścić. Z zazdrością przyglądała się młodszej siostrze, która nigdy nie ukrywała swoich uczuć względem ojca czy matki. Zamknęła oczy i spuściła głowę, gdy ojciec wsiadł na konia, wykrzyknął komendę… 
     Wojsko odpowiedziało mu nieziemskim wrzaskiem, a ona poczuła, jak ten krzyk rozrywa ją na kawałeczki, by po chwili tupot setek stóp wprawił w drżenie ziemię. Jeszcze ostatnie błogosławieństwo wykrzyczane przez księdza, jeszcze kilka komend i wojsko wylało się za mury, zostawiając na placu Regelindę łkającą w matczyną suknię i Adelajdę stojącą ze spuszczoną głową, oraz ich braci, dumnie, z zazdrością wpatrujących się w odchodzących wojów. Dopiero gdy matka położyła starszej z sióstr rękę na ramieniu, dziewczyna podniosła głowę. Uśmiechnęła się do rodzicielki słabo i ruszyła w stronę pałacu. Dotarła do swoich komnat i wlepiła wzrok w ogień. Modlitwa do Krysta zdawała się być bezcelowa. Modlitwa do jej Bogów również. Gdzie ci wszyscy Bogowie, skoro każdy wierzy w coś innego? Nie może ich być, bo przecież jakby któreś z nich istniało, to sprawiłoby, że ludzie nie wierzą w innych. A może to jeden i ten sam? W końcu w każdej znanej jej religii, któryś z Bogów jest najważniejszy. 
     Zamknęła oczy, zastanawiając się, co teraz? Ostatnie kilka dni spędziła na nagabywaniu co ciekawszych członków drużyny ciotki. Dobiegły ją wieści, że w mieście pojawia się jakaś złodziejka, mniej więcej w jej wieku. Może by wybrać się do miasta? Co niby miałaby robić w mieście? Ze zrezygnowaniem opadła na łóżko. Po chwili zerwała się nagle. Wybiegła z komnaty i pobiegła do matczynej. Wkradła się do pomieszczenia. Matki nie było. Zaczęła przekopywać stertę papierów. W końcu znalazła to, czego szukała. List ciotki do ojca. Wynikało z tego, że są niedaleko Poznania. Wysłano go dzień wcześniej, więc można wnioskować, że dotarli już w miarę blisko granicy. Był też załączony dokładny plan przejazdu wojsk. Wynikało z tego, że rozdzielają się na grupy i otoczą wroga. Nie widziała nic niebezpiecznego w swoim pomyśle. 
     Miała zamiar odprowadzić wojsko do granicy, zobaczyć prawdziwą bitwę i wrócić do pałacu. Jak ją ukarzą? Co najwyżej zamknął ją w komnacie na tydzień bez jedzenia, albo puszczą jej krwi. Poza tym zawsze może powiedzieć, że anioł nawiedził ją we śnie, czy inną tkliwą przemowę wygłosić. Przecież księżniczce, do tego zakonnicy muszą uwierzyć. Wróciła do komnaty, przebrała się w prostą suknię i grzecznie spełniała swoje powinności przez cały dzień. 
     Gdy nastała noc, a dwór pogrążył się we śnie, wymknęła się z komnaty. Biegła korytarzem oświetlanym pochodniami, unosząc warstwy sukni. Ciemna peleryna powiewała za nią, twarz kryła się w kapturze. Oddychała szybko, modląc się do swych Bogów, by nikt jej nie ujrzał. Zbiegała ze schodów, przeskakując po dwa stopnie, byle tylko szybciej dotrzeć na piętro przeznaczone dla służby. Kolejny korytarz, kolejne schody, myśli przelatujące przez głowę, obrazy nie dające spokoju. Piętro dla służących. Jedne drzwi, drugie, trzecie… Wpadła do pokoju, zadrżała gdy chłodne powietrze owiało jej ciało. Podbiegła do łóżka i potrząsnęła śpiącym chłopcem, przytykając mu dłoń do ust. Zerwał się i spojrzał na nią ze strachem.
     - Nie będziesz krzyczeć? - spytała szeptem, a gdy pokręcił głową odjęła dłoń od jego ust, ścierając jego ślinę o koc pod którym leżał.
     - Pani! - szepnął zaskoczony, blednąc, jakby ujrzał upiora.
     - Osiodłaj mi konia.
     - Ależ pani! - powtórzył siadając.
     - Osiodłaj - syknęła, odsuwając się na kilka kroków.
     Przerażony stajenny posłusznie wstał i ruszył do stajni, błagając księżniczkę, by nie jechała nigdzie, argumentując, że jest wojna a to niebezpieczny czas. Posłusznie osiodłał jej konia, jednak celowo musiał zapiąć źle ogłowie. Gdy tylko wsiadła na wałacha i chwyciła wodze, ogłowie zsunęło się. Zaskoczony koń zaczął brykać, robiąc niemały hałas. W ostatniej chwili zeskoczyła, klnąc na stajennego, który już się ulotnił. Nim jednak zdążyła uspokoić zwierzę, zjawił się z powrotem, jednak w towarzystwie piastunki i dwóch strażników.
     - Co panna sobie wyobrażała? Boże, gdyby nie ten dobry chłopak… - piastunka chwyciła ją za nadgarstek i zaczęła wlec do pałacu. – Panna niech się cieszy, że nie poinformowałam matki. Od dziś straż będzie przy panny komnatach. Doprawdy, diabeł to nie dziewczyna!
     - Toć ja jedynie przewietrzyć się chciałam!
     - Oczywiście! Oczywiście! - Piastunka wyglądała, jakby miała dostać ataku serca.
     Adelajda rzuciła mordercze spojrzenie stajennemu. O tak, teraz już na pewno chłopiec nie zaśnie spokojnie.

     Odeskortowana do pokoju została bezczelnie zamknięta od zewnątrz, a strażnik stał pod drzwiami. Rzuciła się na łóżko, pałając żądzą zemsty. Do rana zdążyła dokładnie zaplanować śmierć służącego. Niech wiedzą, że nie mogą ingerować w jej plany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz