Akcja tej opowieści rozpoczyna się w 1002 roku, jej miejsce to ziemie polskie i ich szeroko pojęte okolice. Przypominam, że panuje nam Bolesław, przez potomnych nazwany Chrobrym.

Dawniej blog ten znajdował się pod adresem: mad-and-evil.blog.onet.pl, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zajrzyj na pasek boczny.

środa, 16 stycznia 2013

22. Stajenny (Adelajda)


Księżniczka maszerowała w tę i powrotem po swojej komnacie. Słońce zdążyło zajść pięć razy od nieudanej wycieczki. Zaciskała pięści, modląc się do wszystkich znanych jej Bogów o możliwość zemsty. Przez samotne noce w pokoju, przez długie godziny podczas których bezmyślnie klepała litanie, zdążyła obmyślić plan idealny. Potrzebowała tylko zaufanego woja, który wstawi się za nią. Nie trudno było takiego znaleźć. W końcu jeden strzegł jej komnaty.
Kilka dni zajęło jej dowiedzenie się czegoś o nim, o tym, na czym może mu zależeć. Uśmiechnęła się do siebie, podchodząc do drzwi, gdy wreszcie miała wystarczająco informacji. Załomotała w nie, a po chwili ktoś otworzył. Stał przed nią całkiem przystojny mężczyzna, rozglądający się na boki.
- Najłaskawsza pani, czy coś zmąciło twój spokój?- skłonił się po żołniersku, szukając przyczyny jej niepokoju wzrokiem.
- Ależ nie, Samborze- roześmiała się dźwięcznie, odrzucając włosy, nieskrępowane przez czepiec.
Były jednym z jej największych atutów. Koloru złota, błyszczały w świetle czy to świec, czy też słońca. – Chciałam, byście umilili mi czas rozmową. Jakże ciężko mi znieść samotność - westchnęła teatralnie, spuszczając głowę, by kosmyki zasłoniły jej twarz.
- Oczywiście, najłaskawsza - znów skłonił głowę, przykładając pięść do piersi.
- Wejdź, woju. Nie będziemy przecież gawędzić przez próg - uśmiechnęła się ciepło, gestem zapraszając go do środka. Niepewność wystąpiła na jego lico. – Samborze, czyż waszym zadaniem nie jest pilnować mego bezpieczeństwa? Cóż mnie skrzywdzi w obecności takiego dzielnego mężczyzny, jak wy? - spytała, kokieteryjnie przechylając głowę i nawijając kosmyk włosów na palec.
- Niech najłaskawsza pani mi wybaczy. Gorliwie spełnię prośbę. - Znów skłonił głowę, wchodząc do pomieszczenia.
Bogowie, ile ten człowiek się kłania? Kark już dawno powinien go rozboleć.
- Mam do was pewną prośbę. Tajemnicę. Otóż słyszałam, że zależy wam na majątku, by wziąć za żonę pewną służkę. Radochnę, jak mniemam- z satysfakcją zauważyła, jak rozmarzony uśmiech rozjaśnia mu twarz. To będzie prostsze niż myślała, – Jeżeli mi pomożecie, jestem pewna, że ojciec mój, władca niezastąpiony, pan tej ziemi, gotów wstawić się za wami osobiście u jej ojca, byle byście tylko dostali rękę tej dziewczyny.
- Pani!- mężczyzna wyprostował się, uśmiechając szeroko. – Ja dla niej wszystko! Boże, z pani anioł, nie księżniczka! Jeżeli tylko potrafiłaby pani…
Podniosła rękę, przerywając mu, by nie zechciał jej wycałować. Poza tym nic jeszcze nie uczynił. 
– Pochwalam wasz wybór. Radochna to doprawdy miła dziewczyna. I jakże pracowita. Idealna kandydatka na żonę dla takiego silnego i honorowego mężczyzny- uśmiechnęła się ciepło.
- Najjaśniejsza pani, ale ona woli niemieckiego woja - mężczyzna zacisnął pięść. Jego twarz nagle przybrała srogi wyraz.
Tak srogi, że księżniczka nabrała ogromnych chęci odwołać wszystko i ukryć się pod pledem. Opamiętała się w porę i dotknęła ramienia mężczyzny.
- Ależ gdzie! Ona po prostu szukała w nim was. Ponadto, gdy przychylność władcy zyskacie, gdy ojciec jej uzna was za idealną partię, to prędko zdanie zmieni i Niemca zostawi hen daleko.
- Najłaskawsza, ja przez bójkę zostałem zmuszony z drużyną zostać. Co ze mnie za partia, gdy nawet nie walczyłem z Niemcami? Oczywiście to wielki honor móc bronić rodziny pana, ale…
- Tak, tak, do bitki wam śpieszno. Obiecuję wam, że gdy mi pomożecie, ojciec mój wyniesie was na wyżyny, że tak dzielnie mej cnoty broniliście - uśmiechnęła się przymilnie. Zsunęła złotą obręcz z nadgarstka, ukrytą pod rękawem sukni i włożyła ją w jego dłoń. – To na początek.
Mężczyzna spojrzał na bransoletę i jego oczy powiększyły się dwukrotnie. 
– Najjaśniejsza pani, ja nie mogę…
- Możesz. A teraz zamilczcie woju i słuchajcie co zrobicie. - Jej pewność siebie wróciła. Wyprostowała plecy i spojrzała na niego chłodno. – Pewien stajenny mnie nagabuje. Kilka razy nawet…- jej głos się załamał. Odwróciła głowę, chowając twarz, by mężczyzna sobie dopowiedział, jak też bardzo mógł skrzywdzić księżniczkę obskurny stajenny. Po chwili udała, że doszła do siebie i ponownie podniosła wzrok. – Musicie mi pomóc - spojrzała na niego błagalnie.
- Najłaskawsza pani, zrobię, co zechcesz. Gołymi rękami go zabiję, jeżeli sobie zażyczysz, jeżeli ci w jakikolwiek sposób ubliżył - skłonił się w pół.
Przez myśl jej przemknęło, czy jakby dostał dwie obręcze to biłby czołem o posadzkę?
- W takim razie poślę po niego. Gdy tu przyjdzie zapewne nic mi nie zrobi. Nie jest nierozgarnięty. Wie, że mam najdzielniejszego woja na straży. Ale udam, że próbował mnie skrzywdzić. Zaświadczycie potem mojej matce, księżnej jakiej jeszcze ten lud nie miał, że usłyszałeś me wołanie o pomoc, a gdy wpadliście, ten stajenny próbował skalać me święte ciało.
Mężczyzna wpatrywał się w nią zaskoczony. Niezrażona więc kontynuowała.
- Mój ojciec już zemści się na nim odpowiednio, gdy tylko dowie się, co ten podły mężczyzna zamierzał. Czy mogę na was liczyć, woju?
- Oczywiście. Krew mnie zalewa gdy pomyślę, że ktoś chciał najłaskawszą, najjaśniejszą panią skrzywdzić. Masz moje słowo, o pani.
Uśmiechnęła się, usatysfakcjonowana.
- W takim razie zaczekajcie za drzwiami. I przyślijcie mi jakąś służkę. Wiem, najlepiej tę niewolnicę, co jej język ucięto.
Mężczyzna znów się skłonił i wyszedł.
Księżniczka opadła na krzesło czując, jak policzki jej z podniecenia zaróżowiały. Niech wie, parszywy sługus, że jej woli nie wolno się sprzeciwiać. I niech to przestrogą dla innych będzie, co też by chcieli zadrzeć z Adelajdą córką Bolesława Chrobrego. Kochany ojczulek już da mu posmakować bólu gdy tylko wróci z wyprawy, a do tej pory chłopiec zmięknie w lochach. Z resztą całkiem prawdopodobne jest, że wściekły tłum dowiedziawszy się o krzywdzie, jaka teoretycznie spotkała umiłowaną księżniczkę, na strzępy delikwenta rozszarpie.
Niedane jednak było jej zbyt długo napawać się tą myślą, gdyż ktoś zapukał do drzwi, a po chwili w pomieszczeniu pojawiła się wychudzona dziewczyna, kłaniając się nisko. Jej twarz i ręce poorane były bliznami. Kuliła się pod ścianą, jawnie przerażona.
- Przynieś mi najlepszego miodu - poleciła dziewczynie, która bez zająknienia czy też karcącego spojrzenia, wypadła z pokoju.
Wróciła, nim księżniczka zdążyła na powrót zebrać myśli. Musiała biec.
- A teraz pośpiesz po stajennego, którego bodajże Jarosławem zwą.
Gdy dziewczyna zniknęła, Adelajda napiła się miodu, na pokrzepienie sił, a resztę schowała, by nikt nie posądził jej o raczenie się trunkiem. Póki na chłopca czekała, schowała świecę z wiecznym ogniem, by ciemniej było i z trudem rozdarła koszulę nocną, od ramienia przez pierś i na dole, od rąbka po same udo. Włosy roztrzepała i w łożu na stajennego czekała. Niedługo potem do komnaty wszedł chłopak.
- Pani?- spytał, nie bardzo wiedząc, jak ma się zachować.
Z satysfakcją usłyszała strach w jego głosie.
- Podejdź tu - poprosiła chłodnym głosem, a gdy chłopiec się zbliżył zaczęła krzyczeć i wołać o pomoc, drąc się wniebogłosy.
Głupi stajenny, nie wiedząc co robić, a w przebłysku chyba rozumiejąc, że sprowadzi na niego kłopoty, zakrył jej usta jedną dłonią, a objął drugą ręką, starając się przycisnąć ją do łoża, by tak się nie wyrywała. Pacan ułatwił jej sprawę.
Momentalnie drzwi się otwarły, wpadł Sambor, z obnażonym mieczem, a za nim niewolnica niemowa, która również musiała usłyszeć krzyki. Przerażony stajenny odskoczył od łoża, a księżniczka wybuchła niepohamowanym płaczem, rzucając się w ramiona niewolnicy. Zaraz też krzyki innych strażników dało się słyszeć, Sambor począł szamotać się z chłopcem, inni woje wpadli, odwracając wzrok od księżniczki w porwanej koszuli nocnej. A za nimi wbiegła zaspana piastunka. Również krzyczeć zaczęła, zaledwie wzrokiem komnatę omiatając.
- Boże! Wynocha! Wynocha! Zabierajcie w dyby ten motłoch! Kryste, księżniczka nasza! - piastunka załamała ręce, wyganiając wojów z komnaty, jednak nim zdążyli wyjść, do pomieszczenia wbiegła księżna Emnilda ze swoim strażnikiem.
Widząc swą córkę najstarszą tak na hańbę narażoną pochwyciła ją w ramiona. Strażnicy wywlekli chłopca.
- Matko… matko, on… on… - łkała, nie mogąc się wysłowić, niby to z rozpaczy.
- Już dobrze córeczko, już nic ci nie grozi - kobieta kołysała ją w ramionach.
Piastunka zanosiła modły.
Niema niewolnica rzucała wściekła spojrzenia w stronę drzwi.
Adelajda uśmiechnęła się do siebie.