Akcja tej opowieści rozpoczyna się w 1002 roku, jej miejsce to ziemie polskie i ich szeroko pojęte okolice. Przypominam, że panuje nam Bolesław, przez potomnych nazwany Chrobrym.

Dawniej blog ten znajdował się pod adresem: mad-and-evil.blog.onet.pl, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zajrzyj na pasek boczny.

czwartek, 7 listopada 2013

32. Na Lubuszę!

                    Z dziedzińca dochodził tubalny głos brata szafarza, wykłócającego się o coś z parobkiem. Inkaust wysychał powoli. Pióro skrzypiało o pergamin rytmicznie, acz niezbyt szybko. Kronikarz zinneńskiego klasztoru benedyktynów*, brat Innocenty, westchnął i zapisał u góry czystej karty swego rocznika: Nemci perdita est.**

            I była. Gdy królowa ze swą drużyną po zmroku pod wrota grodu cichcem podeszła, rycerz niemiecki, który ją z jarlem w lesie odnalazł, zgodnie z zapewnieniem o przysiędze wierności cesarzowi Ottonowi i kniaziowi Bolkowi złożonej, bramę odemknął. Zaraz też zaroiło się w grodzie Niemcza od duńskich wojów, którzy czasu nie trawiąc, rzucili się wyżynać niczego się niespodziewających i snem zmożonych niemieckich rycerzy. Rycerzowi, który wrota otworzył, ni rodzinie jego, ni czeladzi, rzecz jasna nijakiej krzywdy nie uczyniono, tym więcej, że sam z synami takoż chwycił za miecz, by drużynę Sygrydy wspomóc. Chociaż po prawdzie, to i nie było w czym wspomagać.
W dwa pacierze truchła niemieckie zaścielały cały grodowy podwórzec, a kilkunastu żywcem wziętych siedziało powiązanych pod palisadą. Jako że bez szturmu się obeszło, zabudowań ogniem nie potraktowano, Niemcza w całości i stanie niezmienionym mogła stać się ważnym a strategicznym węzłem obrony rubieży piastowskiego księstwa. Królowa na wieży zatknąć kazała chorągiew z orłem piastowskim, by od świtu znakiem była dla wszelkiej ludności okolicznej, do kogoż teraz gród i ziemie przyległe należą.
       - Najjaśniejsza pani – Gest Geirsen ośmielił się zagadnąć królową miecz z krwi czyszczącą – co z jeńcami uczynić każesz?
Sygryda spojrzała na niego, jakby nie całkiem rozumiała słowa, które wyrzekł, choć przecie językiem ludów północy władała jak rodowita Dunka.
       - Jeńcami? – Wyszczerzyła się wilczo. – A od kiedy to my jeńców bierzemy, Geirsen? Jarla odszukaj, niech ognisko urządzi. Duże ognisko.

***

            Wierny Ottonowemu testamentowi rycerz Dagobert von Alsdorp, przez Sygrydę mianowany „pełniącym obowiązki komesa grodu Niemcza”, usiłował w równym i karnym szeregu ustawić nową drużynę grodową, powołaną z okolicznych ochotników słowiańskich. Klął przy tym po niemiecku, duńsku i słowiańsku, dwóch ostatnich języków ucząc się gorliwie i intensywnie w ciągu dni ostatnich. Pamiętając złożoną w Akwizgranie cesarzowi i kniaziowi przysięgę, w Bolesławie polańskim prawego dziedzica i pana ziem łużyckich widział, a czynem swym ostatecznie już los swój i rodu swego z Piastami związał.
            Świętosława tymczasem siedziała w głównej sali grodowej wieży, dzień za dniem przyjmując poselstwa, przysięgi, prośby i łapówki. Od kilku dni ze wszystkich stron, z okolicznych, bliższych i dalszych, a nawet tak odległych jak Dobry Ług grodów, gródków i stanic rycerskich, a nawet co większych wsi, przybywały do Niemczy delegacje, zapewniające o poddaniu i wierności, tudzież chęci poddania się pod piastowską władzę, a nawet opłacenia spokoju, byleby tylko duńska drużyna nie spustoszyła ich dóbr, nie puściła z dymem zabudowań, nie odebrała majątków i przede wszystkim życia. Gromadzony w sąsiedniej izbie stosik denarów, klejnotów, kosztownych szat i naczyń rósł w oczach.
            W oczach Świętosławy rósł też jednak niepokój i czujna podejrzliwość. Nie była ślepa ni głucha. I znała swoich wojów lepiej, niż oni sami siebie nawzajem.Widziała rzucane ukradkiem spojrzenia, słyszała wymieniane przyciszonym głosem słowa. Dostrzegała ich rosnący opór i niechęć, wczesne symptomy możliwego buntu. Zawsze tak było. Zawsze w końcu trzeba było powywieszać kilku buntowników na jesionach.
            Zauważyła też, że Torfsen, Gest i Ulfar często coś zaczęli razem gdzieś przepadać, znaki sobie tylko wiadome wymieniając, poszeptując o czymś ostrożnie i nerwowo, a o czym, to się domyślała. A trójka ta była tylko wierzchołkiem góry lodowej. 
              Mało im łupów, mało grabieży i mordów,rozważała z goryczą. Nie w smak im, że ziemie brat mój posiądzie, choć przecie oni je złupią wcześniej. Do Danii skorzy by wracać, na Anglię może się wyprawić, Sasów bić i tam posiadłości zdobywać. Już im nie starczy wikińskich zdobyczy, złota, srebra i innych zbytków, komesami się im zostać marzy, jako wielkorządcy nad terenem osiąść. Już zapomnieli ilu ich od niegodnej woja śmierci na stryczku uratowałam, ilu ich przed hańbiącą banicją obroniłam, ilu z długów wyciągnęłam. Tak szybko zapominają. O tym tylko myślą, że dla Bolka im walczyć każę. A o sojuszu i jego powodach już nie pamiętają. Nie pamiętają już o najazdach niemieckich, całe pogranicze i nawet Jutlandię pustoszących, o puszczonych z dymem portach, świątyniach i hallach, o uprowadzonych w niemiecką niewolę siostrach i córkach. I o tym, że po to właśnie zawarty był sojusz z Polanami, żeby rajdy niemieckie ukrócić. O jakże szybko zapominają. No to im się pamięć odświeży. Jeszcze tylko ostatni poseł.

***

Ostatnim posłem okazał się chuderlawy, siwiejący, ale dziwnie krzepki mnich. Skłonił przed królową głowę, witając ją w imię Jezu Krysta. Świętosława zignorowała powitanie.
       - Skąd przybywacie, czego chcecie i co oferujecie? – rzuciła dość obojętnie.
       - Jestem brat Innocenty z klasztoru benedyktynów w Zinna, koło Jutriboku, wasza wysokość.
            Sygryda uniosła brew, nieco zdumiona. Jutribok leżał na północy, już poza granicami Łużyc, których przekroczyć nie zamierzała. Owszem, zakonnicy mogliby się obawiać, że wyśle na klasztor jaki oddział z czysto łupieskim zamiarem, jednak nie zamierzała tracić na to czasu. Po cóż jednak wyprowadzać klechę z błędu, skoro może da się jakiś okup wytargować?
       - I cóż – uśmiechnęła się paskudnie – pewnie prosić przybyliście, bym wasz przybytek oszczędziła? Cóż zaoferować możecie?
            Brat Innocenty przyglądał się kobiecie badawczo i ciekawie, choć opisano mu ją dokładnie. Niezwykle młodo wyglądająca twarz całkiem przeczyła temu, co o jej wieku i dzieciach wiedziano, co zwykle składano na karb pogańskich guseł, jakim się ponoć oddawała. W twarzy tej, władczej i pełnej dumy, o regularnych, przyjemnych rysach, z pięknie wykrojonymi ustami, równymi łukami brwi i bladą cerą, jedynie oczy napawały niepokojem, wręcz lękiem. Ciemne, zimne i złe. Twarde i bezlitosne, bardziej okrwawionemu wojowi przystojące niż niewieście. Nic dziwnego, że mawiano, iż uroki nimi rzuca. Zresztą, i zbroja i odzież jej ślady krwi nosiły, świadcząc, że nie tylko z nazwy drużyną dowodziła, a miecz nie tylko na urągowisko kościelnym moralizatorom u boku nosiła. Mnich podniósł głowę i bez lęku spojrzał wprost w źrenice królowej.
       - To raczej wy mnie o coś poprosiliście, wasza wysokość. Nie za darmo, oczywista, i może nie tanio. Alem zdobył informacje, o które mnie człowiek wasz, wasza wysokość, prosił. Zbyszko zwać się kazał. Hasło, jakie rzec waszej wysokości miałem w dowód, że z jego poręczenia przychodzę, brzmi „esztergom”***, cokolwiek to by znaczyć miało.
            Sygryda z nową ciekawością obrzuciła niepozornego mnicha badawczym spojrzeniem. Hasło się zgadzało, był to agent Zbyszka, a hasło miało jej powiedzieć, że zlecił mu sprawę związaną ze śmiercią jej ciotki, Adelajdy zwanej Białą Kneginią. Przez chwilę zastanawiała się, jak Zbyszko owego benedyktyna do współpracy pozyskał, czym też go zaszantażował lub przekupił. W gruncie rzeczy jednak nie było to ważne i niewiele ją interesowało.
       - Mówcie.
       - Z zakonnic tych dwóch benedyktynek, jedna, siostra Consolata, jest infirmeriuszką w klasztorze przez króla Stefana ufundowanym w Alba Regia****. Druga, siostra Misericordia, na ziemie niemieckie odwołaną została i ksienią uczyniona w klasztorku małym w Weissen Berg*****, co między grodami Lubusza i Strzała leży, choć nieco na zachód z traktu odbić trzeba.
            Świętosława nie pokazał po sobie, jak bardzo ją ta wiadomość ucieszyła. Oto odnalazła niemieckie skrytobójczynie jej ciotki, a najlepsze, że na jednej zdoła zemścić się sama i to już rychło. Consolata i Misericordia, Pocieszenie i Miłosierdzie. Iście, piękne imiona zakonne dla trucicielek.
       - Powiedzcie mi jeszcze, bracie Innocenty – podkreśliła drwiąco – kto dowodzi grodem Lubusza?
       - Rycerz Ditmar von Steinburg, wasza wysokość.
            Zimny uśmiech wypłynął na usta królowej. Dzięki wam, Bogowie, pomyślała. Okazja, by przypomnieć drużynie o powodach i istocie sojuszu, o powodach, dla których powinni z radością Niemców bić, sama się nadarzała. W Lubuszy nie będzie żadnego otwierania bram, nie będzie żadnych paktów, ni układów. Będzie tylko rzeź. Za grody i wsie w Jutlandii z dymem puszczone, za Duńczyków pomordowanych przez rycerza Ditmara von Steinburg z Holsztynu.
       - Jeszcze i tę wiadomość mam dla waszej wysokości od Zbyszka – podjął po chwili mnich – że brat waszej wysokości z wojskiem swoim granicę przeszedł i na Milsko wkroczył. W Zgorzelcu chlebem, solą i kwieciem przez ludność i załogę grodową witany, ku Budziszynowi zmierza.
       - To wszystko, coście mi rzec mieli?
       - Wszystko, wasza wysokość.
       - Zbyszko skontaktuje się z wami.
       - Wiem, wasza wysokość.
            Po wyjściu mnicha, Świętosława siedziała chwilę jeszcze, bawiąc się półświadomie rękojeścią miecza. Bolko wreszcie na Milsko wkroczył. Więc odwrotu już nie ma, czas skończyć zabawę z niespiesznym zbieraniem łupów na Łużycach i wyruszyć mu na spotkanie pod murami Miśni. Czas wprzódy podbić Łużyce do końca, zgnieść Lubuszę, przy okazji na jej rządcy mszcząc się za niemieckie napady na Danię. Czas najwyższy z Niemczy ruszać.
            Wyszła z głównej sali i podeszła pod drzwi kwatery jarla. Ze spokojem, a nawet pewną obojętnością spojrzała na wystający z drewna sztych Ragnarowego miecza.
       - Vossler? Vossler! - Ponowiła natarczywiej. - Znajdź mi Ottara, Gesta i Ulfara.

***

Burza odchodziła na wschód, żegnając się dalekim grzmotem. Krople wody deszczowej rozbijały się o drewniane deski podłogi, gdy jarl powracający z trzema zagubionymi duszami przekroczył próg jednej z komnat, gdzieś w Niemczy. Królowa omiotła wszystkich czterech badawczym i czujnym spojrzeniem, a czego nie wyczytała z twarzy winowajców, to znalazła w przekrwionych ślepiach Ragnara. Jarl wytrzymał jej spojrzenie, a gdy niedbałym gestem odesłał z izby trzech wojów, uniosła brew pytająco. Nim jednak zdążył co rzec, machnęła ręką, zniechęcona.
       - Wiem. Nie jestem ślepa i głucha, wiem, o czym pół oddziału po kątach gada.
       - Bredzą po nadmiarze piwa - niemal wzruszył ramionami. - Nie trza się przejmować tym, co gadają. To tylko słowa, daleko im do czynów.
Sygryda potrząsnęła głową i uśmiechnęła się gorzko, bawiąc się mieczem i obserwując odblaski słońca na jego głowni. 
- Jutro ruszamy z Niemczy. Czas nagli.
 
***
 
O świcie gotowa do drogi drużyna czekała na placu, przed bramą grodową. Sygryda przez chwilę przypatrywała się swym wojom z wysokości galerii na palisadzie, stojąc nad ich głowami, świdrując wzrokiem twarze i oczy, aż zaczęli je niepewnie spuszczać. Wsparła się pod boki i przemówiła:
       - Wiem, co myślicie. Wiem, że narzekacie. Że nie w smak wam walka dla mego brata, kniazia Bolesława. Nie pamiętacie już, że z jego pomocą pobiliśmy zdrajcę i uzurpatora Tryggvasona. Nie pamiętacie już, że sojusz z nim powstrzymał niemieckie najazdy na południową Danię, w których ogniem i mieczem nas Niemcy nawracać chcieli, grabiąc i mordując. Nie pamiętacie już imion i twarzy bliskich, których w najazdach tych zamordowano. Nie szkodzi, to się zdarza – rzuciła pobłażliwie – nie każdego Bogowie dobrą pamięcią raczyli obdarować. Dlatego w dniach najbliższych wszyscy razem przypomnimy sobie o tym. Wielu z was znane jest miano tego, kto najsrożej Jutlandię południową pustoszył, kto najwięcej łupił, palił i zabijał. Wielu z was wie, że Niemiec ten zwie się Ditmar von Steinburg. Ocalałymi rodzinom ofiar ze spalonego przez Niemców portu Hedeby ślubowałam jego śmierć. Teraz dotrzymam słowa. Nawet tych z was, którzy już o wszystkim zapomnieli, powinna ucieszyć wieść, że Ditmar von Steinburg, niech go Bogowie przeklną, dowodzi obroną grodu Lubusza, który mamy o dwa dni ostrej jazdy przed sobą. Tam nie będzie paktów ni układów. Tam nie będzie haseł i poselstw. Tam nie zostawimy kamienia na kamieniu. Moja chorągiew piastowska z orłem zostaje tutaj, powiewać nad opanowaną Niemczą, a my dziś ruszamy pod duńską chorągwią z krukiem. Na Lubuszę i Ditmara von Steinburg! Po krew i zemstę na Niemcach! – krzyknęła. - Wypełniajcie rozkazy, jakie dostajecie, zmroźcie im w żyłach tę zgniłą krew! Walczcie do śmierci swojej lub ich! Siła taka, jak nasza jest nie do zatrzymania. Zamknijcie umysły na lęk i ból, walczcie aż do szaleństwa. Nie pozwólcie żadnemu z nich ujść cało. Pokażcie, ilu z nich możemy zabić!******
Ostatnie zdanie było słowami z popularnej pieśni bojowej, ułożonej przez skalda Thorkella Ulfssona. Wers ten przetoczył się grzmiącym, gniewnym zaśpiewem po placu, wylał za palisadę i grzmiał długo echem w podniemczańskich lasach, powtórzony za królową przez niemal setkę gardeł. Nim przebrzmiał, Sygryda już spinała konia, a drużyna podrywała się do wyciągniętego kłusa za nią. Na zachód. Na Lubuszę. I Ditmara von Steinburg.


~~~
*klasztor benedyktynów w Zinna – jest drobnym anachronizmem, bowiem oficjalnie przybytek zakonny (i to cystersów) został tam powołany jakieś 150 lat  później. Co nie wyklucza jednak, ze jakieś małe zgromadzenie mnichów mogło tam być jeszcze przed oficjalną fundacją dużego klasztoru.
**Nemci perdita est. – (łac.) „Niemcza została stracona”. Kolejny anachronizm, tym razem w drugą stronę, ale nie mogłam się powstrzymać ;). Zdanie to zapisał kronikarz czeski w roku 990, kiedy inny gród o tej samej nazwie, Niemcza śląska, została stracona przez Czechy na rzecz Polan, albowiem zdobył ją i przyłączył wraz z ładnymi kawałkami Śląska Mieszko I.
***„Esztergom” – (węg.) Ostrzyhom, jedno z najstarszych miast węgierskich, wraz z Budą i Białogrodem (Székesfehérvár) jedna z siedzib pierwszych władców węgierskich, w tym Gejzy i św. Stefana. Posłużyło Zbyszkowi za hasło akurat do tej konkretnej sprawy, ponieważ Adelajda Biała Knegini była żoną Gejzy i macochą Stefana (ożenionego z kolei z Gizelą, siostrą Henryka II bawarskiego).
****Alba Regia – (łac.) Białogród Królewski, węg. Székesfehérvár. Najstarsze miasto węgierskie, wraz z Budą i Ostrzyhomiem jedna z siedzib pierwszych władców węgierskich, w tym Gejzy (przez Gejzę zresztą założone) i św. Stefana. Stefan ufundował tam bazylikę, kilka mniejszych kościołów czy też kaplic i klasztorów (podobnie jak w ogóle w całym kraju). Białogród stał się potem nekropolią królów węgierskich.
*****Weissen Berg – słowiańska Biała Góra, nie mylić ze słynną czeską Białą Górą.
******fragment piosenki March of Cambreadth Heather Alexander, w moim wolnym, bezrymowym i zupełnie niepoetyckim przekładzie (a raczej adaptacji, bo ciut zmieniłam). W oryginale ten fragment leci tak:
Follow orders as you`re told,
make their yellow blood run cold.
Fight until you die or drop,
A force like ours is hard to stop.
Close your mind to stress and pain,
Fight till you`re no longer sane
Let no one damn cur pass by,

How many of them can we make die!