Olaf
czuł nieznośny ból zmęczonych mięśni i wąskie strumyki potu,
spływające po plecach, po torsie, po twarzy. Ćwiczyli cały dzień
w słońcu i nieznośnym upale i wszyscy byli wykończeni. Woje
polańscy razem ze swoim wojewodą już dawno dali sobie spokój i
obserwowali ich z politowaniem i drwiną, racząc się chłodnym
piwem z drewnianych kufli. Jednak jarl Ragnar nie miał dosyć. Kiedy
zaś zimne spojrzenie jego przekrwionych oczu przesuwało się po
trenujących wojach, każdy z nich starał się wykrzesać z siebie
jeszcze trochę, jeszcze tę resztkę sił i ćwiczyć lepiej. Nikt
nie rzucił słowa skargi. Nikt nie zaprotestował. Nikt nigdy nie
protestował przeciw rozkazom Ragnara. Mimo że mordercze słońce
już chyliło się ku zachodowi, jarl pewnie nie zarządziłby
jeszcze końca treningu, gdyby królowa, najjaśniejsza pani, nie
wezwała go do siebie. Każdy z wojów nieznacznie odetchnął z
ulgą. Zaczynali zachodzić w głowę, czemu jarl ich tak zamęcza,
skoro oczekiwana wojna wciąż się nie zaczynała. Do tego, jak
udało im się wywiedzieć, nie było do końca wiadomo, z kim ta
wojna będzie. Czy z Niemcami czy z Czechami? Olafowi było wszystko
jedno. Gdyby taki był rozkaz królowej, poszedłby chętnie bić
nawet Franków albo Bizantyjczyków w dalekim Miklagard, o którym
opowiadały sagi. Chciał już po prostu, by coś zaczęło się w
końcu dziać.
Oddalił
się od drużyny i podszedł do Przecława, syna wojewody Stojgniewa,
polańskiego woja, z którym się przez ostatnie dni zaprzyjaźnił.
Przecław, jeżdżąc z listami do królowej Sygrydy od jej brata,
nauczył się trochę języka Duńczyków, stąd mogli się łatwo
dogadać. Gdy tylko Ragnar pozwalał swoim wojom na trochę oddechu,
Przecław oprowadzał Olafa po grodzie, zabierał na polowania do
puszczy, próbował nauczyć kilku słów w słowiańskiej mowie, a
nawet, bywało, zabierał do domu na wieczerzę. Tak też było i tym
razem.
Wojewoda
widocznie był u księcia, bo w domu zastali tylko siostrę
Przecława, Miłkę o oczach jak chabry i jego młodszego,
kilkuletniego braciszka Masława. Miłka postawiła przed wojakami
tak upragnione kufle z zimnym, pienistym piwem oraz kaszę suto
okraszoną skwarkami, a mały Masław wdrapał się na ławę obok
nich, sięgając po odłożoną przez nich broń, śmiejąc się i
przedrzeźniając. Olaf z rozbawieniem zmierzwił czuprynę malca i
upił potężny łyk piwa.
-
Dzisiaj – mówił tymczasem Przecław po duńsku – nauczę cię
czterech bardzo ważnych słów. Powtórz za mną: soczewica, koło,
miele, młyn.
-
Zotszefitza, kouo, mele…
-
Nie, nie, nie. Słuchaj uważnie, Olaf. So-cze-wi-ca, ko-ło-,
mie-le…
Duńczyk
parsknął śmiechem, usiłując dopasować język, zęby i wargi do
dziwacznie brzmiących słów.
-
A dlaczego niby te słowa są takie ważne? Co to w ogóle znaczy?
-
Hmm… Jak by ci to wyjaśnić… - Przecław zamyślił się na
chwilę, uśmiechając się pod nosem. – Jest u nas taki zwyczaj.
Wiesz, czasem, jak szturm czy bitwa czy co, to nie zawsze wiadomo,
kto swój a kto obcy. A te cztery słowa to powiedzieć jak należy
może tylko Polanin. Albo ktoś, kto jak Polanin nauczył się mówić,
więc i tak jest swój.
-
No a inni?
-
A inni… - Wojewodzic uśmiechnął się szeroko i przeciągnął
kciukiem po gardle w bardzo znaczącym i bardzo oczywistym geście. –
Nie potrafią.
Olaf
przez chwilę w milczeniu jadł kaszę, z rzadka popijając piwem. Co
jakiś czas ukradkiem ćwiczył ułożenie ust w brzmienie tych
„testowych” słów. Doszedł do wniosku, że osiedlenie się w
tej krainie będzie chyba jednak trudniejsze, niż sądził. Z
ponurej zadumy wyrwał go Przecław.
-
Słuchaj, już cię dawno miałem zapytać. Druhowie mówią ci
„Halfdan”. Co to znaczy?
-
Havdan – powtórzył radośnie mały Masław i zaklaskał –
Awdan! Awdaniec!
Woje
popatrzyli na chłopca i razem parsknęli śmiechem.
-
To znaczy pół-Duńczyk, ktoś o mieszanym pochodzeniu – wyjaśnił
rzeczowo Olaf, gdy się już uspokoili.
-
To… Ci nie przeszkadza? – Przecław nie bardzo wiedział, jak
zadać to pytanie.
-
Nie. Wiesz, może i dawniej to oznaczało kogoś gorszego, ale teraz
już nie. To po prostu stwierdzenie faktu. Mój ojciec był
Duńczykiem, matka branką, nie wiem skąd, umarła przy porodzie
brata, kiedy byłem młodszy od tego brzdąca, nie pamiętam jej. Jak
chcesz, to też możesz mi tak mówić.
-
Wolę Awdaniec – zachichotał Polanin – bardziej swojsko brzmi.
***
Gdy
pożegnał się już z Przecławem Stojgniewowicem, dołączył do
swoich druhów, pijących tak, jakby wojna miała wybuchnąć już
jutro. W końcu, już w nocy, wytoczyli się z karczmy i ze śmiechem,
okrzykami i rubasznymi komentarzami na ustach ruszyli w kierunku
swoich kwater. W pobliżu książęcych stajni napotkali niewiastę,
a raczej młodą pannę w mniszym habicie, spacerującą samotnie.
Olaf doskonale pamiętał jej twarz, którą widział kilkakrotnie,
przez wąskie okienko zerkającą na ich trening. Można panna, na
widok drużyny pijanych Duńczyków, wyraźnie poczuła się
nieswojo.
- Panie -
księżniczka Adelajda, córka księcia Bolesława, zwróciła się
wprost do Olafa, który chyba był najmniej pijany z całej gromady.
- Czy byłbyś tak łaskaw uspokoić druhów? W dzień święty nie
należy raczyć się alkoholem, ich zachowanie może ranić uczucia
dwornych - oznajmiła z niezbyt dużym zapałem, jakby osobiście
było jej to obojętne, a jedynie chciała niezaczepiana dojść do
pałacu.
W
pierwszej chwili Olaf pomyślał, że upił się tak bardzo, że ma
przywidzenia, nie mógł bowiem uwierzyć, że spotkała go taka
łaska, że śliczna i dostojna księżniczka raczyła do niego
przemówić. Chociaż wypity miód mroczył mu nieco umysł, skłonił
się po żołniersku, przykładając pięść do piersi i przemówił
starannie dobierając te kilka słów w języku Słowian, które
znał.
-
Wybacz, najłaskawsza pani. Niebawem na wojnę ruszymy, przed nią
więc każdy z mych druhów pragnie jeszcze użyć życia. Nie lękaj
się jednak niczego, o pani, nikt nie śmiałby ci ubliżyć. Jeśli
zaś wyświadczysz mi tę łaskę i zezwolisz, to sam odprowadzę cię
do komnat.
Księżniczka
przygryzła wargę, spuszczając wzrok. Po chwili wahania doszła do
wniosku, że przecież, jeżeli piastunka ujrzy ją w jego
towarzystwie, to powinna podziękować za ochronę, jeśli nie chce
by nasłała na nią ojca. Ponownie na niego spojrzała.
-
Byłabym wdzięczna gdyby tak zacny jegomość mi towarzyszył. - Uśmiechnęła się, ledwo zauważalnie unosząc kąciki warg.
Starała
się nie zwracać uwagi na jednego ze zbrojnych, który przyśpiewując
stanął zdecydowanie zbyt blisko, przysłuchując się ich rozmowie.
Czując,
jak opary alkoholu całkiem już wietrzeją z jego głowy, Halfdan
skłonił się ponownie. Widząc swego podpitego druha, rzucił do
niego po duńsku:
-
Harald, odsuńże się, daj przejść.
Gdy
Harald nie ustępował, a wręcz przysunął się jeszcze bliżej do
księżniczki, mamrocząc coś pod nosem i uśmiechając się
dwuznacznie, odepchnął go dość ostro i dodał:
-
Odejdź, pijany durniu. Nie widzisz, kto to jest? Chcesz mieć z
jarlem do czynienia? Albo z królową?
Odepchnięty
zatoczył się do tyłu i upadł, zerwał się na nogi i chciał
rzucić się na Olafa, ale inni, przytomniejsi druhowie uchwycili go
mocno za ramiona, a Olafowi dali znak, żeby odprowadził
księżniczkę.
-
Racz wybaczyć memu druhowi to zuchwalstwo, najłaskawsza, pijany
jest. I może rzeczywiście będzie lepiej, jeśli cię już, pani,
odprowadzę z tego miejsca.
Pokiwała
głową, starając się ukryć, że Harald napędził jej trochę
strachu.
-
Czy byłbyś łaskaw skończyć z tytułami, panie? Ochrzczono mnie
Adelajdą, a najjaśniejsze zwyczajnie po tylu latach spospolitowały
się i stały się irytujące - poprosiła, ruszając w stronę
jednego z ogrodów, co nadkładało drogi do pałacu.
Z
jednej strony słowa księżniczki szalenie mu pochlebiały, z
drugiej jednak wyobraził sobie reakcję swojej królowej, gdyby
dowiedziała się, że wobec jej bratanicy opuścił choćby jeden
tytuł. Nie, nie zamierzał jeszcze udawać się do niegościnnego
królestwa bogini Hell.
-
Daruj, najłaskawsza, ale nie śmiałbym nazywać cię inaczej.
Jestem tylko prostym wojem, bez tytułu ni majątku, wygnańcem na
tej ziemi, jako my wszyscy.
Choć
wiedział, że do pomieszczeń książęcych idzie się całkiem
inaczej, nie śmiał jednak sprzeciwiać się księżniczce i podążył
za nią.
Wywróciła
oczami, zaskoczona, że nie spełnił jej prośby. Chwilę
przyglądała się mu uważnie.
- Wygnańcem?
Myślała,
że królowa przybyła ze zwykłym oddziałem. Najwyraźniej nikt nie
raczył wtajemniczyć jej w wydarzenia mające miejsce na dworze.
Potaknął
bez słowa skinieniem głowy. Zorientował się jednak, że może to
zostać uznane za niegrzeczność, dodał więc szybko:
-
Tak, najłaskawsza. Nikt z nas, którzy popłynęliśmy z naszą
najjaśniejszą panią, królową, nie ma po co wracać do Danii.
Chyba że po śmierć. Ale mnie tam i tak nic nie trzymało. -
Wzruszył ramionami, tym razem ignorując fakt, że i ten gest mógłby
zostać uznany za niegrzeczny.
W
pierwszym odruchu chciała zapytać o żonę, dzieci, jednak w porę ugryzła się w język. Nie zamierzała być aż tak ciekawska.
-
Cóżeście takiego uczynili, byście nie byli mile widziani na
ojczyźnie? - spytała w zamian, nie wiedząc, że to pytanie może
jest jeszcze bardziej nie na miejscu.
Olaf
przez chwilę namyślał się, jak odpowiedzieć na to pytanie. Nie
wiedział, ile jego pani i królowa wyjawiła swemu bratu, ile z tego
wszystkiego jest publicznie znane, a za nic nie chciał się narazić
na gniew swej pani i jarla. W ostateczności też powody królowej do
wyjazdu nie były jego sprawą. W końcu zdecydował się na
odpowiedź, która, jak miał nadzieję nie była ani nazbyt
wymijająca, ani nazbyt plotkarska.
-
Nasz król - słowo to wypowiedział jakby z niesmakiem - jest
człowiekiem... nienajsilniejszego charakteru. Większość z nas,
wojów woli więc na wyprawy pływać z najjaśniejszą panią,
królową. A król jest... Hmm... zazdrosny o posłuch i władzę.
Tych, którzy popłynęli z najjaśniejszą panią bez jego zgody, a
takiej nie dał, na pewno spotkałaby kara po powrocie.
-
Nic dziwnego. Jaki mężczyzna zgadza się, by żona decydowała o
czymś bez jego aprobaty? Jeszcze takowego nie spotkałam. -
Roześmiała się wesoło. - Już spodziewałam się jakiejś
strasznej zbrodni, a tu zwykłe kłótnie małżeńskie. - Machnęła
ręką. - Poza tym czy nieszczęścia nie sprowadza kobieta na
pokładzie? A już gdy kobieta dowodzi, to przecież sam Thor musi
być wściekły!
Uśmiechnął
się wyrozumiale.
-
Być może u was, najłaskawsza tak się uważa. Ale u nas, na
Północy... każdy mądry mąż cieszyłby się z takiej małżonki
i byłby z niej dumny. Czy tak nie robił pierwszy mąż
najjaśniejszej pani, król Szwecji? Czy walkirie, w końcu kobiety,
nie towarzyszą mężnym wojom w walce i nie odprowadzają ich duchów
do Walhalli? Czyż Freya nie jest także boginią wojny i nie posiada
własnej drużyny wojowników? - Urwał nagle, gdy spojrzenie na
habit księżniczki przypomniało mu, że ona jest poświęcona
chrześcijańskiemu bogu. Sam był ochrzczony, uważał jednak, że
ten nowy bóg i starzy bogowie nie powinni mieć nic przeciwko sobie
nawzajem i nie widział nic złego w łączeniu obu kultów. Pamiętał
jednak ostrzeżenia jarla i królowej, że w tym kraju uważa się
inaczej. Dodał więc szybko, skłaniając głowę. - Wybacz mi,
pani.
-
Co mam ci wybaczyć?- spytała, nie rozumiejąc. - Ach, że Boga
zniesławiłeś? - Ponownie się roześmiała, po czym spuściła
głowę, czując, jak policzki jej czerwienieją. Sama nie powinna
tak wyrażać się o Bogu, nawet jeśli w niego nie wierzyła, to
chociaż z szacunku dla swoich rodaków. - Cóż... każdy wierzy w
co mu się podoba - powiedziała w końcu.
Olaf
z wrażenia zatrzymał się i przez chwilę wpatrywał się osłupiały
w księżniczkę. Spotykał już różnych misjonarzy, księży i
nawet zakonnice. Ale nikt z nich nie wyrażał się w ten sposób. W
niemal taki sam sposób jak jego królowa. Spojrzała na niego i
również się zatrzymała.
-
Miałam na myśli, że Bóg na pewno ci wybaczy. Koniec końców jest
miłosierny - powiedziała pośpiesznie, może nawet zbyt szybko, wiedząc, że powinna była baczyć na słowa wcześniej.
Uśmiechnął
się niepewnie.
-
Dzięki ci, najłaskawsza. Skoro tak mówisz, to z pewnością tak
jest... W końcu, kto ma o tych sprawach wiedzieć lepiej, niż
mniszka, która na pewno zostanie ksienią... - Ugryzł się w język,
po raz kolejny w czasie tej rozmowy sam siebie łapiąc na
zuchwalstwie. Cóż, po prostu nie miał doświadczenia ani wprawy w
rozmowach z wysoko urodzonymi pannami.
-
Ksienią... - powtórzyła po nim, jakby nieprzytomnie, pogrążając
się na chwilę w myślach. -Raczej nie szczyt mych pragnień.
Aczkolwiek twe słowa są miłe, chociaż prędzej zostanę nią z
racji na urodzenie niż wiarę.
-
Nie mnie to oceniać, najłaskawsza - bąknął już całkowicie
zbity z tropu, tym bardziej, że spojrzenia księżniczki sprawiały,
że robiło mu się gorąco. - Ale... Ale czyż nie tak działa
rzymski kościół zawsze? Czyż urzędy w nim nie są zarezerwowane
dla książąt, księżniczek, możnych panów?
-
Owszem i właśnie to się kłóci z jego wiarą. Czyż człowiek nie
powinien być sądzony i... - zawahała się przez chwilę, szukając
słowa - ... nagradzany, za swoje postępowanie, a nie za urodzenie?
Szczególnie w te... mojej religii? - Chciała zaczekać na
odpowiedź, jednak doszła do wniosku, że kwestionuje Boga, w
którego powinna ślepo wierzyć. - Oczywiście nie mnie osądzać
wyroki Nieomylnego Pana. Zapewne każdy jego gest, oraz oczywiście
jego kapłanów jest wyważony i ma jakiś głębszy cel,
niedostrzegany przez nas, zwykłych ludzi.
Duńczyk
z całych sił powstrzymał się, by nie parsknąć śmiechem, co już
na pewno sprowadziłoby na niego kłopoty. Przypominał sobie
kapłanów, których znał, i gesty i działania co najmniej kilku z
nich, których nie pochwaliłby żaden bóg, a już na pewno nie ten,
który miał być miłosierny.
-
Zapewne masz rację, najłaskawsza - odpowiedział wymijająco.
Z
całych sił też starał się nie wpatrywać w jej piękną twarz,
ale grzecznie spuścić wzrok. To mu się jednak nie udało.
Przynajmniej nie całkiem. Napotkała jego spojrzenie i uniosła
prowokująco brew. Dopiero po chwili się opamiętała i uciekła
wzrokiem.
-
Przywykłeś do potakiwania, czy po prostu jesteś mało rozmowny?-
spytała swoich butów.
-
Ja... - zająknął się. Z prostą dziewką wiedziałby, jak
postępować, ale z nią? - Daruj, najłaskawsza... ja... nieczęsto
rozmawiam z wielkimi damami.
Mocno
zagryzł dolną wargę. Do tego jeszcze odeszli dość daleko od
pomieszczeń książęcych i Olaf doszedł niestety do wniosku, że
zupełnie nie wie, jak do nich trafić, a to przecież on miał
księżniczkę odprowadzić bezpiecznie.
-
To nie jest takie trudne. Myślę, że nie mam innego rozumu niż
mieszczanka lub chłopka.
Ponownie
się roześmiała. Rozejrzała się wokół. Wiedziała, gdzie są,
nie raz, nie dwa, wymykała się tu by składać ofiary Bogom. Jednak
nie była zachwycona perspektywą, by ktoś miał znaleźć jej
posążki, a poza tym robiło się coraz ciemniej.
-
Nawet chciałam ci to ułatwić rezygnując z tytułów. - Spojrzała
na niego z udawanym wyrzutem, skręcając na jedną ze ścieżek,
którą również można było wrócić do pomieszczeń książęcych.
Wizja
była kusząca, ale przed oczyma duszy widział miotające wściekłe
błyski nabiegłe krwią źrenice jarla.
-
Rozmowa z tobą, pani to rozkosz godna bogów... Eee, znaczy boga...
Znaczy... - Zaplątał się już całkowicie w tym, co chciał
powiedzieć i sam był wściekły na siebie, że z pewnością
sprawia na księżniczce wrażenie niekulturalnego przygłupa. -
Chciałem powiedzieć, że rozmowa z tobą, najłaskawsza, sprawia mi
wielką przyjemność. Ale... ale nie śmiałbym ci uchybić, a z
pewnością za uchybienie wziętoby, gdybym zwracał się do ciebie
inaczej, pani.
-
Jeżeli ja tego tak nie odbieram, to nieoficjalnie mógłbyś się
tak do mnie zwracać. Wybacz, panie, jeżeli jednak nie chcesz, to
nie nalegam. - Uśmiechnęła się smutno, spuszczając wzrok.
Westchnął
cicho i aż się zaczerwienił. Nieoficjalnie... więc on i
księżniczka mieliby dzielić wspólny sekret... Uśmiechnął się
nieznacznie.
-
To dla mnie wielki zaszczyt, najłaskaw... Adelajdo. A ja nie jestem
żadnym panem, tylko prostym wojem. Olaf Eriksson zwany Halfdanem, do
usług.
-
W takim razie, Olafie, nadzwyczajnie mi miło. – Roześmiała się
ponownie, dochodząc do pałacu. - Dziękuję ci, dobrej nocy życzę.
Czy raczej upojnej, zważając na wasze ostatnie doby przed wojną. -
Skinęła delikatnie głową.
Skłonił
się ponownie po żołniersku, choć głównie po to, by ukryć
rumieniec, który znowu pokrył jego twarz.
-
To ja dziękuję... Adelajdo. Gdybyś czegoś potrzebowała, choćby
eskorty, jestem do twych usług. - Gdy już odchodziła, dodał
ciszej, szeptem, nie zastanawiając się, czy księżniczka usłyszy,
ani jakie będą konsekwencje, jeśli usłyszy. - A tej nocy będę
myślał tylko o tobie... Adelajdo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz