Akcja tej opowieści rozpoczyna się w 1002 roku, jej miejsce to ziemie polskie i ich szeroko pojęte okolice. Przypominam, że panuje nam Bolesław, przez potomnych nazwany Chrobrym.

Dawniej blog ten znajdował się pod adresem: mad-and-evil.blog.onet.pl, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zajrzyj na pasek boczny.

niedziela, 3 listopada 2013

28. Wyprawy ciąg dalszy (Ragnar & Sygryda)

Gdzieś na Łużycach, między Bobrem a Nysą, rzekami wijącymi się zakolami, pośród popiołów i żarzących się nieśmiało szkieletów pomniejszych osad, trwało na wzgórzu widmo płonącego grodu, jak gdyby wbitej w trzewia ziemi żagwi. W całkowitej ciemności, która okalała cichą dolinę, raz po raz zapalały się i gasły, samotne świece ze zwierzęcego tłuszczu, gdy jaki osadnik przyświecał sobie w drodze do nowej wioski, umykając przed piekielną sforą, okupującą orle gniazdo na szczycie wzniesienia. W gęstym mroku przystanął niewzruszenie zmęczony jarl, okalając wzrokiem wymarłe pustkowie. Snopy iskier nierównomiernie spadały na zwęglone budynki, w akompaniamencie lamentu ocalałych i radosnego odgłosu bulgotu posoki w poderżniętych gardłach. Zaiste, w godnym najjaśniejszej Sygrydy stylu zdobyli tkwiący na wzniesieniu fort przygraniczny, strzegący szlaku ku głębi niemieckiej ziemi, przeklętego narodu rzymskiego, ślepo oddanego bogu i wojnie.
Myślami był jednak jarl daleko, poza płonącym siedliskiem niemieckiego rycerstwa i, choć niechętnie, wspominał zadanie ulubieńca Najłaskawszej, a Słowianina z krwi i kości, co u boku kniazia Bolesława baczenie miał na wszelakie spiski i plany, meldując królowej o wszystkich posunięciach jej brata. Zbyszek, zaufany najjaśniejszej pani Sygrydy, a jedyny człowiek, którego Ragnar szczerze nienawidził, a w całej tej otwartej wrogości nawet skrycie tolerował i poważał, miał właśnie przybyć z wieściami, lecz na szlakach próżno go było wyglądać. Duńczyk przetarł powieki, klejące się z braku snu, który dla wojów był przyjemnym wspomnieniem, bowiem od trzech dni, czyli czasu jaki spędzili poza Krosnem, nawet na moment nie mogli przymknąć powiek, żyjąc na granicy możliwości ich ciał i umysłów. Ci, którzy nie byli nawykli do takiego wysiłku, a choć na chwilę tracili czujność, stawili się obiektem potencjalnego ataku i słabym ogniwem oddziału, co prowadziło do dłuższego spotkania jeśli nie z dowódcą hufca, to z jarlem Ragnarem, który pod pozorami przyjacielskiej sugestii skrywał groźbę, od której mieszały się kwasy w żołądku, a głód i senność znikały na kolejną dobę.
Wtenczas woj zatrzymał się wpół kroku, dostrzegając między zwęglonymi ciałami postać Sygrydy Storrady. Najłaskawsza Pani spoglądała w dal.
       - Najjaśniejsza - jarl zwrócił się do królowej, która w swym zamyśleniu wzroku od horyzontu oderwać nie mogła. - Henryk Bawarski planuje z książętami, a wieści od Sbysska próżno wyglądać. W chaosie łatwo ślad przegapić, toteż lepiej, by się od kniazia Boleslava nie ruszał. Nam łatwiej wysłać kogo do niego, niżeli go targać aż na Łużyce.
Uśmiechnęła się wilczo, raczej bardziej prywatnych powodów podejrzewając, dla Ragnarowej chęci, by Zbyszko przy kniaziu Bolesławie został. Skinęła głową w łaskawej zgodzie.
       - Słusznie, tym bardziej, że dla Zbyszka mam zadanie w Miśnii do wykonania, a Bolko szybciej tam podejdzie, niźli my. Nam na Niemczę czas teraz uderzyć, a ją zdobywszy, podejść pod Lubuszę.
Przymknął powieki, całkiem spokojny o pomyślny przebieg przyszłego szturmu. Co zaś się miało tyczyć wyprawy po wieści, miał już pewien pomysł.
       - Może by Teitsena wysłać, młody i nieopierzony jest jeszcze, więc tylko pod nogami się plącze i kłopoty sprawia.  
Królowa głową skinęła ponownie, godząc się z jarla wyborem. Po czym bez słowa wierzchowca dosiadła, wiedząc, że drużyna bez rozkazu nawet pójdzie za jej przykładem. Na zachód, ku grodowi Niemcza na wzgórzu na linii horyzontu majaczącemu.
       - A jak twoja rana? - spytała, gdy kilka stajań już ujechali.
       - Goi się powoli, ale na razie nie widać, żeby ropiała, więc już właściwie nią sobie głowy nie zaprzątam.  
       Padła odpowiedź. A choć poruszali się kłusem to, co zaskakujące, wierzchowce pokonywały drogę ku umocnieniom kolejnego punktu przygranicznej ochrony z niespotykaną dotychczas swobodą, jakby to nie woda, a wrogów krew poiła je w podróży.
***
Teraz krwawy orzeł ostrym jest mieczem,
wyryty na plecach zabójcy Sygmunda.”
Pieśń o Reginie”,  strofa 26
 „Edda poetycka” tłum, A. Załuska

Z zaciśniętego gardła ofiary dało się słyszeć przygłuszony charkot tysiąca wypowiadanych przekleństw, gdy oprawca, Vossler Asgerisen, zabrał się do ostrzenia swego ulubionego ostrza, lekko zakrzywionego u zakończenia miąższyny. W międzyczasie Hallgrimsen związał mężczyznę, unieruchamiając ciało pogrążone w spazmach. Jarl i jego pomocnik, nie ze względu na swą urodziwość przeto wybrany przez Najjaśniejszą do asystowania, pochylili się nad Niemcem przyglądając się zarysowi żeber.
       - Przytrzymaj go, kiedym się wyrywał, a żywo pozbaw języka, gdyby co pokrzykiwał – poinstruowano Ulfara, woja nawykłego do utrzymywania jeńców przy życiu, po czym zabrali się do najprzyjemniejszej części tortur.
         Ragnar jedynym, długim cięciem rozpruł skórę na plecach ofiary, zagłębiając się w podszytej nerwami tkance. Z rany wyciekła posoka, gdy płazem sztyletu podważał jarl dokładnie, acz nie bezboleśnie kolejne kawałki skóry, odrywając co ładniejsze płaty, żeby starczyło na jaki pergamin albo buty na zimę dla Tokego, co go zeszła zima pozbawiła poprzednich szmaciaków. Kawałki ścięgien, poszarpane mięśnie i bladoniebieskie linie nerwów okazały miejsce wyrafinowanej tortury krwistą szachownicą. Po odkrojeniu wąskiego pasa mięśni ukazał się oczom wojów widok wyczekiwany, to jest długa linia pożółkłej kości, a raczej ułożonych w szeregu kręgów, obitych poszarpanym mięsem niby południową koronką, a z której to w równych odstępach wyrastał szereg nęcących ostrze żeber. Niemiec już nie wrzeszczał, pozbawiony języka wydawał tylko przeciągłe jęki, palcami, co z nich paznokcie zdążyły już odejść, trąc bielicową ziemię łużycką.
       - Podaj no jaki tasak Ulfar, co by mu te równiutkie kosteczki trochę pociachać, żeby orzełek był z niego wspaniały – zażartował jednooki Hall, pierwszorzędny sadysta, gdy wbrew zdziwionemu jarla spojrzeniu, męczył się z przepiłowaniem twardych kości wątłym sztyletem do oprawiania zwierzyny.
       - Porąb je równo, żeby nie sterczały kikuty w połowie tylko oderwane, bo poprawiać trzeba będzie, a jeszcze przed zmierzchaniem chcę go na jesionie jakim powiesić – zasugerował Ragnar, spoglądając z ukosa na niewprawną taktykę przełamywania szkieletu. Siekiera uderzyła w przestrzeń między żebrami, zagłębiając się między dwie zakrzywione kości. 
       Hallgrimsen zaklął, tym razem lepiej wymierzając cios, trzykroć uderzając w prawy bok kręgosłupa, łamiąc tym samym każde z siedmiu połączeń.  Wśród powszechnego wyciszenia, przerywanego jedynie krótkimi dowcipami woja i równie lakonicznymi odpowiedziami Ulfara, plecy Niemca zostały przygotowane do ostatecznego umiejscowienia odłamków.
Dwanaście białych łuków, powykręcanych w przeróżny sposób zostało wydartych z wnętrza organizmu i ustawionych pionowo do linii kręgów, zupełnie tak, jakby rzeczywiście były skrzydłami wymarłego ptaka, którego to drapieżnik pozbawił piór. Na końcu to Ragnar wyciął Niemczykowi płuca, tnąc je powoli, miarowo, pozwalając, by ofiara z wolna dusiła się brakiem powietrza. Wtenczas Ottar przytaszczył linę, którą opasali nogi rycerza, po czym ku uciesze reszty oddziału, dla chwały Królowej, a z Vosslera rozkazu, ofiara zawisła głową w dół z gałęzi skarlałego jesionu, imitacji świętego drzewa.
I tak odszedł ostatni  z tych, którzy należeli do widmowego oddziału. Zawieszony między Niflheimem, światem zmarłych, a dwoma krainami Bogów, Asgardu i  Wanaheimu. 
***
  

 
Gwiazdy już gasły, a na wschodzie nieśmiała łuna mglistego brzasku się podnosiła, gdy pod gród podjechali. Niemcza pierwotnie była grodem słowiańskim, toteż na wschodnim ją brzegu Nysy wzniesiono, iżby ją rzeka od Niemców z zachodu broniła. Gdy zaś nie obroniła za czasów cesarza Henryka, pierwszego tego imienia, i teraz niemiecka ją drużyna zajmowała, umiejscowienie na wschodnim Nysy brzegu lepszy przypust Duńczykom do grodu dawało.
       - Niech ludzie konie rozkulbaczą i odpoczną ździebko. O świcie do szturmu ruszymy - powiedziała do jarla królowa. - Do szturmu też chorągwie każ rozpostrzeć, duńską z krukiem i moją z orłem piastowskim. Niech wiedzą, że Ottonowy testament przyszliśmy wypełniać.
 Słodka krew spływa po kościach, zerwane ścięgna mienią się w słońcu. Naderwana skóra powiewa niby diabelski sztandar na wietrze, a twarz, pozbawiona oczu, uśmiecha się w grymasie przerażenia.
Wyblakłe wspomnienie sprawiło, że uśmiechnął się lekko, nim nie zeskoczył z wierzchowca, spod zmrużonych powiek bacznie spoglądając na zarys umocnień, linię wałów i dwie, opatrzone jaśniejącymi w mroku iglicami, strażnice pełne obłąkanych Niemców, rycerzy przebiegłych i pozbawionych honoru. Bez większego znaczenia pozostał nikły grymas, który pojawił się na twarzy woja, gdy wzrok jego zatrzymał się na przewężaniu rzeki i przerzuconym na stronę zachodnią moście.
       - Wyślę zaraz Ottara, co by się wszystkim zajął, sam zaś - tutaj zatrzymał się rozważając, czy po raz kolejny wystawić cierpliwość Królowej na uszczerbek wobec jego osoby. A gdy nabrał pewności, że właściwie pozbawione będą znaczenia jego przyszłe czyny, dodał rzeczowo - zamierzam wykonać krótki spacer wokoło grodu.
Całkiem niedawne wydarzenia spod Krosna wspomniawszy, oczy zmrużyła, usta w grymasie zacinając.
       - Świetnie. Zatem przejdźmy się - odrzekła z naciskiem, pieczę nad koniem swoim Erikssonowi powierzając.
Nawet jeśli jarl był zawiedziony, a częściowo poirytowany towarzystwem Najłaskawszej być musiał, bo obecność Królowej przekreślała każdy szaleńczy atak, co ciekawszą wyprawę i śmielszy plan, to jednak w żaden sposób nie dał tego po sobie poznać, ze zwyczajowym spokojem wskazując Sygrydzie kierunek planowanego spaceru. 
- Gród wygląda na dobrze obsadzony. Strażnice napęczniały oddziałem łuczników wyglądających naszego ataku, zaś ich zapasy zagrabione wśród okolicznych osad mogą wystarczyć im aż do przybycia posiłków.
Sygryda ruszyła niespiesznie wzdłuż wałów, pilnując odległości, by poza zasięgiem łuków pozostać. Nad głowami wojów duńskich na wietrze zatrzepotały właśnie obie chorągwie, przez Torfsena rozwinięte.
       - Posiłki nie przybędą. Z informacji Zbyszka wynika, że Henryk bawarski z Hermanem szwabskim się właśnie ostro za łby wzięli, jeden drugiemu broniąc dostępu tak do Akwizgranu, jak do Ratyzbony, iżby się żaden zgodnie z tradycją koronować nie mógł. O wschodnie rubieże żaden nie dba teraz bardziej, niż o koronę. Tedy Łużyce na naszej są łasce. A raczej niełasce. Pomocy więc znikąd, gród dobędziemy. Im prędzej jednak, tym lepiej, bo to połowa marchii zaledwie, a druga połowa jeszcze przed nami. - Zamilkła na chwilę, już to wzrokiem każdy załom wału i palisady u jego szczytu lustrując, już to co czas jakiś spojrzenie przez ramię rzucając na widoczne o jakie trzy, może cztery stajania, opłotki wsi.
       - Można zawsze wieśniaków na Niemców podpuścić i jako mięsa strzelniczego ich użyć.
       - Osadnicy uciekają z tych terenów od kiedy opuściliśmy Krosno. Na tej ziemi każda wieść gna szybciej niż posłaniec na chyżym wierzchowcu. Większość chłopów woli zginąć z ręki swego pana, gdybyśmy nie wzięli grodu szturmem, niżeli czekać tutaj i wypatrywać, czy aby nie nudzimy się w oczekiwaniu na dogodne warunki. Będzie ich zbyt niewielu, by to wykorzystać, a Niemcy zauważą podstęp i nie zużyją większej ilości grotów, niżeli to będzie konieczne.
Jarl wskazał na drewnianą wieżę, z której wyglądało ku nim kilka niemieckich głów wyliczających odległość.
       - Trzeba ich zmusić do wyjścia na otwarte pole. Szturm byłby kosztowny, a ta strona, choć znacznie słabsza od zachodniej, nadal pozostaje fragmentem grodu przygranicznego.
Usta znów zacięła, w myśli milcząco rację Ragnarowi przyznając.
      - A jak chcesz ich zmusić niby?
       - Cóż - jarl zawahał się na moment, wyobrażając sobie Tokego przemawiającego do załogi grodu. Gdyby Teitsen się postarał mógłby zmusić ich do kapitulacji, ale młodzian pokonywał właśnie drogę w przeciwną stronę i nijak go było zmusić do powrotu. - Można ,wzorem tradycji państw wierzących w Hvítakristra, wezwać ich do pojedynku jeden na jeden. Zgodnie z zasadami powinni się zgodzić.
Zaśmiała się sucho.
       - To u nich w poematach tylko tak bywa. W poematach tylko znają oni honor i odwagę. W życiu... W życiu to stryja mojego Czcibora we czterech znienacka osaczyli i ciosem w plecy zabili, bo jeden na jednego żaden mu nigdy rady nie dał, nawet graf Wichman, awanturnik ichni znany.
Pobłażliwie i z politowaniem niejakim spojrzała na strzałę, która w ziemię się wbiła o dwa łokcie w bok od nich, snadź łucznik jaki postanowił szczęścia popróbować, tak daleko jednak łuki niemieckie nie niosły.
Zaklął cicho myśląc nad możliwymi szturmami na różne części wałów grodu, a wzrokiem zmęczonym, lecz na równi chłodnym i obojętnym, śledząc widmowy ruch drugiej strzały, która podobnie jak pierwsza wbiła się gdzieś w połowie odległości między murami, a domniemanym celem. Przeklęci Niemcy, niczym więcej tylko wrzodami są na żołądku lub zaropiałą raną.
       - Myślę, że moglibyśmy otoczyć gród i ukryć się w lesie, wysyłając uprzednio kilku wojów do okolicznych wiosek, które stąd widać, że niby nadal zamieszkane. Gdy Niemcy znudzą się, a znudzą się na pewno, można by zaatakować. Choćby w nocy, gdy pod ciemnymi płaszczami kolczug nie widać, a miecze posmarowane ciemnym błotem nie jaśnieją w świetle pochodni, niosących łunę od strony grodu.
Sygryda pokiwała w zamyśleniu głową, gdy tymczasem doszli już do brzegu Nysy, od zachodu gród opływającej. Rzeka, po niedawnych burzach i deszczach była wezbrana mocno, ciemne jej wody połyskiwały ponuro, tam i ówdzie kręcąc się niespiesznie w chwilowym wirze. Nie umknęło uwagi królowej, ze od zachodu straże na wałach mniej liczne były, w ospałym znudzeniu ledwie raz na czas jaki na rzekę spojrzenia rzucające. Raz, że ataku od strony zachodniej się nie spodziewali, Duńczycy musieliby bowiem wpierw gdzie w górnym biegu pokonać Nysę, potem zaś pokonać ją znowu pod samym grodem, a łodzi przecie nie mieli. Dwa, że sama rzeka ochronę dodatkową tu stanowiła. Gdyby ją jednak pokonać... Każdy z nich przecie był wojem, co nieraz na wiking wyruszał, nie raz w bitwie morskiej brał udział i pływać przecie potrafił. Wadę niejaką pomysłu stanowiło, że pływacy bez kolczug do szturmu musieliby uderzyć. Gdyby tak jednak wpław przez rzekę puścić berserkerów, którzy i tak bez pancerzy najczęściej walczyli, a których kilku w drużynie było... Ci rzekę przepłynąwszy, na straże niczego się nie spodziewające by uderzyli, tym z pomocą przyszliby inni Niemcy, od reszty wałów odchodząc, a na te można by z mocą całą uderzyć... Tak biegły myśli królowej, gdy w ciemny nurt Nysy patrzyła. Następnie na jarla przeniosła spojrzenie znaczące.
       Ragnar wbrew wszelakim podszeptom rozsądku nie spoglądał na zarys  palisady od zachodniej strony, znacznie słabszej i podupadłej za niemieckiego gospodarzenia, lecz świdrował ciemność na staję przed nimi, gdzie, co mu  się przecie wydawać mogło, mignął przed chwilą błysk. Wtem przystanął, w milczeniu śledząc gęsty mrok, kłębiący się wśród pojedynczych leszczyn.
Nadstawiła uszu, jako że coś tam w krzakach zaszuściło.
Kropla za kroplą szkarłatna posoka zbiera się w dole poniżej ciała, zawieszonego na gałęzi topoli za kostki, poniżej oderwanych stóp, które Hallgrimsen przybił tuż obok uwiązanej liny. Krew pomieszana z lepkim płynem wyciekającym z uszu ofiary miesza się z błotem w wyrafinowanej mozaice. Kropla za kroplą uchodzi życie ze świadomej postaci, zawieszonej między niebem i ziemią.
Jarl bezszelestnie rozpłynął się w mroku, machinalnie skupiając się jedynie na tym, co można było dosłyszeć wśród głuszy. Ignorował wspomnienia, które pojawiały się zawsze wtedy, gdy nadchodziła potrzeba kolejnego użycia sztyletu. Wśród szumiącej leszczyny dawały się posłyszeć chybotliwe kroki, spazmatyczny szept na granicy słyszalności i oddech. Ktoś najwyraźniej chciał być usłyszany. Ragnar okrążył postać, zlokalizowaną wśród ciemności, po czym wprawnie, zachodząc nieznajomego od tyłu, ujął jego szyję w dłonie, nakazując milczenie pod groźbą natychmiastowego skręcenia karku.
Dłoń na rękojeści miecza opierając, Świętosława w ślad za jarlem cicho pospieszyła.
- Kim jesteś przyjacielu i dlaczego mam zaszczyt spotkać cię tak późną nocą, gdy na tych ziemiach szaleje oddział złych pogan?
Dłoń jarla, zaciśnięta na tętnicy szyjnej uważnie śledziła przyspieszone bicie serca nieznajomego, które uspokoiło się, słysząc kilka słów w mowie niemieckiej, której to tajników jeszcze za młodu Vosslera wyuczono.
- Akwizgran... - wyszeptał przez ściśnięte ciągle jarlową dłonią gardło Niemiec, na które to słowo królowa już była przy nich. - Akwizgran... Ja poddanym wiernym dobrego cesarza Ottona byłem... Ja testamentowi jego i przysiędze wierny jestem... Chorągiew waszą Piastów zobaczyłem... Jeśli do nocy zaczekacie, bramę wam odemknę... Akwizgran...
Uścisk zelżał, gdy tylko nieznajomy wypowiedział słowa hasła, które najprawdopodobniej uratowały mu nie tylko nędzne życie. Ragnar uwolnił Niemca, pogrążanego w obłąkańczym transie ciągłego powtarzania wyrazu-klucza.
       - Jak poznamy, że wrota już otwarte?
Zapytał bezbarwnie, palców ze sztyletu nie zabierając. 
       - Pochodnię w wieży nad wrotami zgaszę - powiedział Niemiec już spokojniej, szyję dłonią rozcierając i ciekawie na oboje spozierając. - Wtedy uderzać możecie.
Bez zadawania dalszych pytań jarl na plan był gotów przystać, lecz zanim zgodził z Niemcem na królową spojrzał, która rozważała coś skrycie, spojrzenie swoje, zamyślone,  raz po raz to z twarzy Niemca, ku obliczu Ragnara przenosząc. Bacznie się Niemcowi przyglądała, a choć w lesie półmrok panował jeszcze, zdawało jej się, że u boku Guncelina, brata przyrodniego, go kiedyś już widziała. W końcu głową skinęła, plan zatwierdzając, myślała jednak ciągle, czy by i na wszelki wypadek grupki berserkerów wpław przez Nysę nie posłać.
***
Na samym dole Yggdrasilla, poniżej krainy karłów, wojowniczych bestii, zrodzonych z plugastwa wylęgłego z ciała Ymira, rozciąga się mityczna kraina, przerażająca otchłań – Równina Mgieł. Do Królestwa Hel trafiają wyjątkowi zmarli, czyli ci, którzy nie znali szczęścia śmierci w boju. Bogini nie jest mściwa, lecz zimna i surowa, o trupio bladej i obumarłej twarzy, a ciele ukrytym w Olund, czarnym pałacu.
Pozbawiony imienia śmiertelnik stoi w całkowitym mroku, samotnie, targany mroźnym wiatrem u progów Trupiej Bramy, mierząc się na martwe spojrzenia to z Psem-Potworem, to z trójgłowym olbrzymem Hrimgrimnirem. Czeka na swój los.
Stoi wiele dni, przykuty żelaznym łańcuchem do wyspy, utworzonej wśród odnóg wartkiego strumienia w najdalszego krańca wszechświata. Stoi i czeka, słysząc śmiechy swych braci, ucztujących z Odynem w salach pałacu, niedostępnej dlań Walhalli. Czeka i stoi, widząc jak zmarli przeklęci za życia i śmierci, wilkołaki, wiedźmy i krzywoprzysięzcy próbują pod prąd pokonać granicę Królestwa Umarłych. Wypatruje swego losu, który miał nigdy nie nadejść. Przeklęty za życia i po śmierci, zapomniany w Krainie Wiecznych Mgieł, osamotniony przed Bramą Trupów.
Otworzył oczy, czując na twarzy rześkie powietrze wpadające do kwatery. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz stoczy bój z Nidhöggiem. Jeszcze nie nastał czas...
Dźwięk wygłodniałej stali wezwał drużynę do boju.  
  
_____

Nazw własnych pochodzących z nordyckiej mitologii nie tłumaczę i nie wyjaśniam, bo trochę się tego zebrało, a wywodzenie się nad połączeniami byłoby bezcelowe i żmudne. Z ważniejszych nazw warto wspomnieć o Yggdrasillu, świętym jesionie, którego korzenie były fundamentami świata, i Niflheim, czyli Krainą Mgieł, pod rządami Hel (takiej jakby córki boga zła, siostry potworów, odepchniętej przez bogów etc.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz