Pożar
gródka gdzieś w łużyckich lasach dogasał powoli. Olaf razem z
kilkoma towarzyszami odpoczywał po szturmie i walce w grodowej
kaplicy, w której uprzednio rozsiekali jakiegoś tłustego księżula,
wyzywającego ich od diabelskich pomiotów. Obecnie, popijając wino
mszalne i rozglądając się, co by się tu jeszcze nadawało do
złupienia, porozsiadali się na tych kilku ławach, których nie
roztrzaskali oraz na stopniach prowadzących do ołtarza. Ołtarza,
który roztrzaskał Olaf.
***
Nawet
wcześniej, kiedy jeszcze nosił krzyżyk na szyi, nigdy nie miał
specjalnych oporów czy wyrzutów sumienia przed napadaniem,
ograbianiem i niszczeniem kościelnego dobra. Religia była religią,
a zysk zyskiem. Zwłaszcza, że i tak zwykł potem składać hojne
ofiary krystowym kapłanom w innych przybytkach. Oporów nie miał
tym bardziej teraz, gdy Kryst stał pomiędzy nim i Adelajdą i gdy
rzucony w błoto krzyżyk zastąpiła na jego szyi, obok młota
Thora, podarowana przez księżniczkę bryłka jantaru. Tym razem nie
miał jednak zamiaru składać żadnych ofiar księżom. Wprost
przeciwnie.
We
wściekłej pasji rzucił się na rzeźby i malowidła, pokrywające
ściany kaplicy, obtłukując je najpierw przy użyciu tarczy,
później wyrwanej z ławki belki, a gdy tego było mało, dopadł do
prezbiterium. Miecz okazał się niewystarczający, Olaf ujął więc
topór i począł siekać i ciąć, rąbiąc drewniany ołtarz na
szczapki, aż wióry leciały.
-
A temu co? – zainteresował się Ulfar. – Thor mu rozum odebrał,
czy jak?
Kilku
innych zachichotało.
-
Halfdan? – zaniepokoił się Ottar Torfsen, a gdy Olaf nie
zareagował, podszedł i chwytając za ramiona, z mocą odciągnął
go od ołtarza. Eriksson odwrócił się, wściekły, zamierzając
się toporem, widząc jednak, kto przed nim stoi, opuścił broń i
uspokoił się nieco, dysząc ciężko. Ottar przyglądał się
krytycznie to jemu, to porąbanemu ołtarzowi.
-
Nie sądzisz, że już dość? – Rzucił chłodno dowódca
przedniego oddziału. – Poza tym można było najpierw te blaszki
złote z blatu zedrzeć. Dobro marnujesz, chłopie.
-
Wina mu dajcie, to ochłonie – poradził Solv.
Olaf
chwycił podany mu przez Ulfara kielich mszalny i wypił duszkiem.
Wino było cienkie i kwaśne. Już miał odruchowo rzucić kielich w
płomienie ogniska, które rozpalili na środku nawy, gdy Ottar
przewidująco wyjął mu go z ręki, kręcąc głową.
***
Olaf
siedział na jednej z ław, udając, że słucha poematu o zdobyciu
Łużyc, który na poczekaniu sklecał skald Thorkel Ulfson.
Ignorował fakt, że kompani kontynuowali plądrowanie kaplicy. Nie
było tu i tak nic, co mógłby podarować księżniczce, nic, co
chciałby jej podarować. Odchylił się do tyłu, kładąc się na
ławce i podłożył ręce pod głowę, przymykając powieki. Myślami
był daleko stąd, w Poznaniu, przy Adelajdzie. Mojej
Aud,
pomyślał. Duńskie imię, którym ją nazywał, jakoś dużo
bardziej mu do niej pasowało niż to chrześcijańskie, stwarzało
namiastkę wrażenia, że mogłaby być jego, podczas gdy to drugie
zaświadczało, że jego nie jest i nigdy nie będzie, bo należy do
Krysta i do swego ojca, a kolejność tych przynależności nie
stanowiła dla Olafa żadnej różnicy. Nawet gdyby nie
była zakonnicą, i tak byłaby dla niego równie nieosiągalna. Nikt
nie dałby przecież księżniczki zwykłemu wojowi.
Myślami
był znów u jej boku, jak wtedy, w czasie pożegnania, w poznańskim
ogrodzie.
***
-
Aud! - krzyknął znowu, a gdy nie zareagowała, pobiegł za nią.
Znalazł ją siedzącą w ogrodzie na jakiejś kamiennej ławce. -
Aud. - Przykucnął przy niej, a gdy się odwróciła do niego tyłem,
obszedł ją i przykucnął znowu, biorąc jej szczupłe dłonie w
ręce.
-
Nigdy nie uchybiłem żadnej kapłance ni wiedmie - powiedział
poważnie. Jakiś złośliwy głos w głowie dodawał, że
zakonnicom, to i owszem, często, ale Halfdan zignorował go. - A o
dziewki zwykłe na wrogiej ziemi gwałcone się nie dba, bo to wojna
jest. I to broń, jak każda inna. Wszystko się robi, by pognębić
wroga. I ani woje twojego ojca, ani rycerze chrześcijańscy cesarza
nie są w tym względzie lepsi od nas. I nie chodzi nawet o Jezu
Krysta i o to, że jemu jesteś poświęcona. Ale... o ciebie. Ty
jesteś inna. Ciebie nigdy nie chciałbym skrzywdzić i zarżnąłbym
jak wieprza każdego, kto by się ośmielił. Ty... Ty wywołujesz we
mnie odczucia, o których nigdy nie podejrzewałem, że jestem do
nich zdolny. Chciałbym się tobą zaopiekować. Chciałbym cię
ochraniać przed wszelkim złem. Chciałbym czuwać nad spokojem
twego snu. - Umilkł, szukając spojrzeniem jej oczu.
-To
dlaczego uparcie twierdzisz, że tym złem całym ty jesteś? Mówisz,
że skrzywdzić mnie nie chcesz, a słowa twe krzywdzą. Sam sobie
przeczysz Olafie. Nie mogę przestać myśleć o tobie, o każdym
słowie, które twoje wargi wypowiadają, a równocześnie mówisz o
mnie podobnie, twierdząc, że to mnie krzywdzi. Zdecyduj się. Jaka
ze mnie święta, skoro wyrzekam się boga w imię... uczucia, co do
którego nawet nie mam pewności, że jest odwzajemnione? - spytała,
wiedząc, że zaraz się rozklei. Ostatnie co teraz chciała, to by
widział jej łzy, by wyszła na jeszcze większe dziecko niż jest.
-
Jest - powiedział cicho, natychmiast. Po czym wybuchnął, gorzkim
głosem. - Gdyby nie było, to wszystko było by takie proste. Tak
łatwo by było twoje uczucie, ciebie, wykorzystać, wziąć jak
zwykłą zdobycz woja i potem porzucić. Tak łatwo byłoby
zapomnieć. Nie wiem, czy dobrze czynisz, wyrzekając się boga dla
kogoś takiego, jak ja. Skazując się na mnie, tak, skazując się,
narażasz się, Aud, wobec wszystkich: swojego ojca, swojej matki,
ciotki, braci i sióstr, kościoła i zwykłych ludzi. Czy jesteś
pewna, że wiesz czego chcesz, Aud? Czy jesteś pewna, że jesteś
gotowa utracić ich szacunek i miłość dla kogoś takiego, jak ja?
-
Straciłam ich szacunek, gdy nie przespałam pierwszej nocy myśląc
o tobie - spuściła wzrok, czując, że się rumieni. -Wystarczy, by
się o tym dowiedzieli. Ponadto póki jesteś tu jako drużynnik
królowej, dowiedzieć się nie mogą, bo by cię zabili. Nie wiem...
- wyrwała jedną dłoń z jego uścisku i przetarła policzki, po
których pociekły łzy. - ... Skąd ja mam wiedzieć, czy jestem
gotowa? Toć nigdy nie stałam przed takim wyborem! Jeżeli jednak
mnie kochasz, to tak, mogę ich stracić dla ciebie. Jeżeli oni
darzą mnie miłością, to ich zawiodę i skrzywdzę, jednak uczucia
pozostaną niezmącone.
Olaf
poczuł, jak zalewa go wrząca fala szaleństwa. Tak bardzo chciał
pochwycić ją, przygarnąć i zamknąć w ramionach, bał się
jednak, że jeśli to zrobi, nie zdoła już nad sobą zapanować i
wszystko stanie się nagle, tu i teraz, na klepisku w zaniedbanym
ogrodzie, do którego lada chwila ktoś może wejść. A przecież
nie tak chciał, by to wyglądało. Chciał? Bogowie... Obraz
ściągniętej gniewem twarzy królowej, który zwykle chłodził
myśli i co bardziej głupie pomysły Halfdana, tym razem nie
pomagał. Dopiero teraz uderzyło go, jak bardzo Adelajda jest do
najjaśniejszej pani podobna. Westchnął i potarł skronie.
-
Aud, moim życiem się nie przejmuj. Ja jestem wojem, prędzej czy
później śmierć mi pisana, a po niej, oby Bogowie dali, Walhalla.
Ale swoje życie możesz zrujnować. Możesz wszystko stracić, co
było ci drogie. Wszystko i wszystkich, bo kniaź ci tego nie daruje.
Rozumiesz, Aud? Czy tego chcesz? Czy to wytrzymasz? Ja nie mogę ci
dać nic oprócz siebie. Oprócz dwóch unurzanych w krwi dłoni i
starego miecza. Nie chcę odbierać ci wszystkiego, nie mogąc dać
nic w zamian. Jeśli takie jest twoje życzenie, zrobię to, bo śnię
o tobie, bo pragnę cię i kocham. I rzuciłbym życie na szalę,
żebyś się tylko uśmiechnęła. Ale tak bardzo boję się, Aud, że
przeze mnie ucierpisz, że kiedyś będziesz tego żałować -
skończył, a głos drżał mu od emocji.
Księżniczka
spojrzała na niebo. Świtało. Powinni już wyruszać. Przeniosła
na niego wzrok i uśmiechnęła się lekko.
-
Nie obchodzi mnie, że stracę pozycję, bogactwa, wygody. Mogę
zyskać o wiele więcej, chociaż uparcie twierdzisz, że nic mi nie
możesz dać. Nie cieszy mnie pałac, ani ukłony i tytuły. Mogłabym
sama to wszystko uzyskać i bardziej by mnie to radowało, niż gdy
dzięki urodzeniu dostaję, co zechcę, na tacy.
Halfdan
spojrzał z żalem na jaśniejące przedświtem niebo i na
księżniczkę.
-
W takim razie bądź ostrożna, Aud - powiedział cicho, podszedł do
niej i delikatnie ujął jej twarz w dłonie. - Nie mogę ci obiecać,
że na pewno wrócę do ciebie żywy, bo nie wiem, jaki los
przeznaczyli mi Bogowie. Ale postaram się wrócić, Aud. Dla ciebie.
Po
czym pocałował ją, z początku ostrożnie i łagodnie, z czasem
zachłannie zwiększając głębię i intensywność pocałunku. Gdy
się wreszcie od niej oderwał, oparł swoje czoło o jej i
wyszeptał:
-
Módl się za mnie, ale tylko do starych Bogów, jeśli możesz.
Po
czym puścił ją i już bez słowa oddalił się w stronę stajni,
po drodze zrywając z szyi i rzucając w błoto dziedzińca krzyżyk,
który miał zawieszony na rzemieniu obok młota Thora. Nagle
zrozumiał, że te dwie wiary, ci bogowie i te prawa nijak nie mogą
się ze sobą zgadzać. Dawni Bogowie wybaczyliby, gdyby miłość
złączyła woja i kapłankę, w końcu nawet niektóre walkirie
zawierały związki ze śmiertelnikami. Skoro jednak Kryst stał
pomiędzy nim i Aud, skoro nie pozwalał na ich związek, to niech
będzie przeklęty.
***
Olaf
ocknął się, ni to z zadumy, ni to z półsnu. Przetarł oczy z
westchnieniem, jak zwykle, gdy twarz Aud okazywała się tylko marą
senną lub przywidzeniem. Wstał z ławy, przeciągnął się i nie
bacząc na zdumione spojrzenie Thorkela, wyszedł z kaplicy.
Rozejrzał się po dziedzińcu gródka. Ze zdumieniem odkrył, że
dawne wikińskie rozrywki ani nie bawiły go już tak jak dawniej,
ani tak nie pociągały. Dość obojętnie przyglądał się, jak
inni drużynnicy pod bacznym okiem jarla wyciągają, wloką i ładują
na wozy worki z łupami. Nieco więcej uwagi poświęcił grupie pod
dowództwem najjaśniejszej pani, która to grupa dożynała właśnie
resztkę ściśniętych przy palisadzie zajadłych obrońców. Z boku
mógł widzieć nie tylko, jak zwykle, połyskujący jasny warkocz,
ale i całą sylwetkę walczącej w pierwszym szeregu królowej
Sygrydy. Cała krwią ubroczona, o ile mógł to ocenić cudzą,
zajadła w boju i posoki niemieckiej wiecznie niesyta, wściekła i
straszna, popłoch prawdziwy wśród wrogów wywoływała, szeregi
ich skuteczniej nawet niż większość wojów przetrzebiając.
Mogłaby być jedną z walkirii Odyna, które nie tylko poległych
wojowników do Walhalli odwoziły, ale i same w bitwach
brały udział. Mogłaby nimi dowodzić.
Halfdan
westchnął i poszedł w drugą stronę. Nie to nawet, że by mu się
powalczyć, złość i frustrację na Niemcach wyładować nie
chciało. Uznał, że w tej chwili już zwyczajnie by się do nich
nie dopchał.
Bez
większego zainteresowania też minął grupkę Duńczyków,
zabawiających się kilkoma schwytanymi niemieckimi dziewkami. Woje
śmiali się, przechwalali, posapywali spazmatycznie, dziewki
jęczały, krzyczały, wyrywały się, aczkolwiek, jak ze zdumieniem
skonstatował, nie wszystkie.
-
Halfdan! – zawołał Hall Hallgrimson spomiędzy ud jakiejś
rudowłosej – Nie przyłączysz się?
Ruda,
ku ogólnemu zdumieniu, uśmiechnęła się i mrugnęła do niego.
Któryś woj, wyraźnie zniesmaczony niewłaściwym zachowaniem
ofiary, uderzył ją w twarz. Olaf nie miał kobiety od wyjazdu z
Danii. Wzdrygnął się. Żadna z dziewek, ani tych chętnych, ani
tych stawiających opór nie była podobna do Adelajdy. Żadna z nich
nie była nią. Z żadną nie chciałby być. A z nią nie chciałby
być w taki sposób, w jaki się z tymi dziewkami obchodzono. Chyba
dopiero teraz zdał sobie w całej pełni sprawę, że to, co uczuł
do Aud nie było zwykłą żądzą, którą mógłby zaspokoić na
pierwszej lepszej w miarę ładnej niewieście. Wzdrygnął się
znowu, gdy przed oczyma stanął mu koszmar senny sprzed kilku nocy.
W koszmarze tym kilku rycerzy w niemieckich zbrojach zabawiało się
Adelajdą, jego Aud. Przeciągnął dłonią po twarzy, by odgonić
ponurą wizję. Gdy Hallgrimson ponowił pytanie, Olaf tylko pokręcił
przecząco głową i chciał odejść.
-
On do jakiejś dziewki w Poznaniu zostawionej wzdycha – odezwał
się Harald, obserwujący towarzyszy spod ściany jakiegoś budynku.
Wykrzywił się przy tym w lubieżnym uśmiechu. – Nie powiem,
niezła, można dziewka, sądząc z szat. Sam bym ją chętnie
wyobracał na…
Nie
skończył, bo Halfdan doskoczył do niego jednym susem, przypierając
do ściany i dławiąc gardło żelaznym uchwytem dłoni.
-
Nie waż się ani słowa o niej! – wydyszał mu przez wyszczerzone
zęby do ucha, tak, by inni ich nie słyszeli. Nikt jednak nie
zwracał już na obu wojów uwagi, reszta była z powrotem zbyt
zajęta dziewkami. – Bo ubiję. A tknij ją, spójrz na nią
chociaż w sposób, który mi się nie spodoba, to sam mnie o śmierć
błagać będziesz. Pojąłeś?
Harald
próbował jeszcze podrwiwać, jednak zmiękł w dławiącym uścisku
i nie patrząc mu w oczy, skinął głową. Olaf puścił go w końcu
i również unikając wzroku postronnych oddalił się, by przysiąść
w cieniu na wpół zwęglonej palisady. Stamtąd posłyszał, jak Gest
Geirsen z Solvem rozmawiają i jeden drugiego przekonuje, by podjął
się zostania wysłannikiem, którego najjaśniejsza pani chciała
posłać do Poznania, nagle o córki swoje coś zaniepokojona.
Zdecydował się od razu.
***
Już
po kilku chwilach, pouczony przez królową Sygrydę, że ma
sprawdzić, jak Inga i inni opiekunowie córek jej doglądają i
tychże napomnieć, by z małżonką i dziećmi jej brata Gyda,
Estrid i Świętosławka nie miały zbyt wiele kontaktu, a także
napomniany, by po wypełnieniu polecenia szybko na Łużyce do
drużyny wracał, gnał Halfdan, co koń wyskoczy, na wschód. Ku
odległemu Krosnu. I jeszcze odleglejszemu Poznaniowi. I Aud. Drużynę
miał później odszukać pod Niemczą. Lub w Niemczy. Lub za
Niemczą, dymami pożarów się kierując.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz