Akcja tej opowieści rozpoczyna się w 1002 roku, jej miejsce to ziemie polskie i ich szeroko pojęte okolice. Przypominam, że panuje nam Bolesław, przez potomnych nazwany Chrobrym.

Dawniej blog ten znajdował się pod adresem: mad-and-evil.blog.onet.pl, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zajrzyj na pasek boczny.

środa, 25 września 2013

24. Krwawy Orzeł (Sygryda)

      Gdy z oddziałem w ramach kary cudacznie w kokardki kolorowe przybranych „wojenek” w puszczę wielkopolską wjeżdżali, gdy drużynę na trzy części dzielili, gdy wreszcie z jedną z nich Sygryda na przód ruszyła, by Niemców wyprzedzić i zasadzkę zastawić, jedna myśl nie dawała jej spokoju. Skąd chłop we wsi spalonej, którego jarl z Hallgrimsenem zamęczyli, wiedzieć mógł o Ragnarze, skąd znać mógł miano jego i historię. Nie wierzyła, by mógł to jaki dawny żerca być albo wieszczek, co by to skąd wywróżył albo objawienia doznał, tacy bowiem po wsiach nie mieszkali, takiego by przesądni Duńczycy nie tknęli i taki wreszcie by się Duńczykom tknąć nie dał. Nadto, nie wierzyła w nadnaturalność wróżb wszelakich,a miała je, także i wieszczby wiedmy podpoznańskiej, za prosty wynik zdobywania informacji rozlicznymi sposobami i od osób rozlicznych. Skąd więc wieśniak mógł mieć informacje? Nie z Krosna, bo przecie samemu komesowi przybycie ich nie był wcześniej wiadomym. Skąd tedy?
            Królowa, z oddziałkiem swoim wojenek Niemców wyprzedziła, oddział po chaszczach leśnych ukrywając i w podkowy kształt rozciągając, iżby jako zwierzynę do saka Niemców ogarnąć, aby żaden z przedniej pochodu ich części w las gdzie nie uszedł przed okrążeniem. Widać ich już było na leśnej ścieżynie, oddział może pięćdziesięciu chłopa, łupem na wozach ciągnionym objuczony, wzdłuż wozów w pochodzie rozciągnięty. Rycerzy znaczniejszego rodu, pasowanych niemieckim obyczajem, co wyróżniali się tym, że na tarczach takoż wedle niemieckiej mody znaki herbowe nosili, kilkunastu w oddziale było, resztę zaś stanowili rycerze zwyczajni, żadnymi się znaki prócz kolczug lepszej jakości od knechtów pospolitych, wozy obstawiających, nie różniący. Dowodził nimi rycerz, który na tarczy wymalowany miał róg jeleni czerwony, w polu złotym, iście bardziej do kokardek duńskich wojenek pasowała owa tarcza niż do potajemnego puszczą wielkopolską przekradania się.
Ragnar, wezwawszy do siebie siostry Ragidottirówny, ze skarpy z obnażonymi sztyletami zeskoczył, z góry atakując zaskoczonych na bokach pochodu łuczników, zrzucając ich z wierzchowców ku ziemi, tym sposobem w samym środku kawalkady popłoch czyniąc.
Na to Sygryda, hełm włożywszy, miecz z pochwy dobyła i gwizdem przeciągłym swoją drużynniczek część do wypadu z leśnych chaszczy poderwała, wprost na zaskoczonych Niemców.Wprzódy też wrzask wielki im nakazała czynić, iżby się wrogom zdawało, że atakujących dwakroć tyle jest. Nie było to zresztą nawet potrzebne, samym widokiem zewsząd nań wypadających wojów twardych, strasznych, rozwścieczonych upokorzeniem, jakie im jarl zgotował, z których każdy przyozdobiony był kilkoma różnej barwy wstążeczkami, Niemcy tak zszokowani a przerażeni byli, że mało który z pierwszych rzędów w ogóle broni zdążył dobyć. Rzędy dalsze już pod ciosami jarla i jego pododdziału padały, na tyły zaś wypadł właśnie ze swoją czterdziestką Gest Geirsen, który najwięcej chyba z wszystkich przed jarlem i królową chciał winę swoją odpokutować, a na Niemcach pohańbienie swoje pomścić.
Sygryda wraz zwojami swymi naprzód wypadła, tnąc mieczem lekko jak brzytwą i coraz to głębiej w niemiecki szyk drogę sobie wyrąbując, jako że przecie duchom swych krewnych żertwę obfitą z krwi wrogiej ślubowała. Gdyby się który Niemiec przyjrzał, po dolnej twarzy połowie spod hełmu okularowego widocznej, po warkoczu jasnym powiewającym, rozpoznałby w przeciwniku swoim niewiastę. Żadnemu jednak z Niemców, z którymi się starła, czasu i życia nie stało, by się przyjrzeć.Wkrótce też wrzaski Duńczyków, z których każdy niemal przez gniew i upokorzenie jak berserkerskim szałem ogarnięty walczył, tryumfalnej jakby nuty nabrały, jako że z chwili na chwilę jasnym stawało się, że przeważają, że żaden z niemieckich łupieżców ujść cało nie zdoła.
Zewsząd otoczeni przez wojów dzikich, szalonych ani chybi, bo jacyż inni by na wroga idąc, brody i kolcze wstążeczkami przyozdabiali, pojęli Niemcy, że pomocy znikąd, a uciekać także nie ma jak i gdzie. To dowódcy ich z jelenim rogiem w herbie pomogło na koniec nieco panikę opanować, choć już w początkowej bitwy fazie woj jakiś, Halfdan lub Ulfar, zabił pod nim konia. Skupił tedy wokół siebie Niemiec kilku podobnie spieszonych towarzyszy, którzy zażarcie, na litość nie licząc, a śmierci szybkiej jeno szukając, poczęli się Duńczykom atakującym odgryzać. Upadł raniony Solv, woj stary, któremu pchnięcie potężne przez rycerza z różą na tarczy zadane, kolczą uszkadzając, w okolicy obojczyka ranę znaczną zadało. Zachwiał się, jednak na nogach ustał, Gest Geirsen, przez dowódcę niemieckiego w udo cięty. Na widok ten królowa, iście już jak walkiria krwią wrogów ubroczona, z mieczem jak błyskawica w obrocie migoczącym, Ottarowi Torfsenowi gestem głowy nakazała, iżby wyrżnięcia resztki Niemców z czoła pochodu dopilnował, sama zaś rzuciła się ku dowódcy.
Jarl Ragnar był jednak szybszy. I miał bliżej. Wśród zbrojnych dowódcę otaczających drogę sobie wyrąbał, niby wśród pokrzyw lekko i gdy resztą ich już Ragisenowie, Hallgrimson, Teitsen i Eriksson się zajęli, wyrósł przed rycerzem, iście jak demon obłąkany, krwią spływający, bólem pulsującym w świeżej przecież pod żebrami ranie i uchu naderwanym rozwścieczony, przekrwionymi oczyma łypiący, pianę z ust tocząc.
      - Jezu Chryste… - Wyszeptał ustami zbielałymi Niemiec, a szept ten, o dziwo, nie utonął w bitewnym zgiełku, lecz wzniósł się ponad nim, po lesie przez echo drwiąco powtarzany.
      - Błąd – odrzekł jarl, głowę przekrzywiając i w uśmiechu, demona godnym, się krzywiąc. – Jestem tym drugim.
      - Żywcem! – wrzasnęła Świętosława z oddali. – Ragnar, dowódcę żywcem brać!

***

Cztery kwartały później na przygranicznej ziemi nie został żaden żywy Niemiec, który śmiałby do widmowego oddziału należeć.
Oprócz dowódcy, rycerza z jelenim rogiem na tarczy, który choć doskonale pojmował, co oznacza rozkaz brania żywcem i rozlicznych świętych pańskich pomocy przywołując, bronił się zaciekle, to z jarlem szans nie miał i mieć nie mógł, choćby go święty Jerzy własną osobą wspomagał.
Gdzieś w oddali syknął cicho, jęk bólu powstrzymując, któryś z opatrywanych rannych Duńczyków, w innej stronie inni drużynnicy z pobitych wrogów zdzierali co lepsze elementy uzbrojenia tudzież odzieży, kłócąc się przy tym zawzięcie, jeszcze inni wozy przeładowywali tak, by na nich ciężej rannych złożyć i do Krosna odwieźć. Zabitych nie było. Widocznie, mimo przewin wojenek, Thor i Odyn okazali oddziałowi swą łaskę. Sygryda Storrada, hełm już zdjąwszy, w kolczej niemiecką krwią spływającej i na tak samo okrwawionym mieczu się opierając przyglądała się czas jakiś skrępowanemu jeńcowi. W końcu spytała w mowie niemieckiej:
      - Wiesz, kim jestem?
     - Demonicą przeklętą, która się z diabłem obłąkanym parzy. – Skutkiem warg zmiażdżonych i kilku zębów wybitych Niemiec seplenił nieco. Próbował też splunąć, ale trafił jedynie na własną tunikę, gdyż kolczej i przeszywki go już pozbawiono. Królowa uśmiechnęła się.
      - To chyba o tobie, Ragnar.
            Jarl,krew cudzą z różnych elementów uzbrojenia i odzienia oraz własną, z rany pod żebrami, która mu się skutkiem walki nieco otworzyła, ścierając, rzucił Niemcowi spojrzenie nad wyraz przytomne i dość nawet rozbawione.
      - Wiem, że wiesz, kim jestem, rycerzyku. Ale nie wiem, skąd to wiesz…
      - Nic ci, suko, nie pow… - Urwał, gdy jarl z rozmachem w twarz go uderzył, kolejny chyba przy tym ząb ukruszając. Królowa wzrokiem mu podziękowała i kontynuowała.
      - Nie wiem skąd to wiesz, a chciałabym. Dlatego zawrzemy układ, rycerzyku. Ty już jesteś martwy, nie ujść ci z naszych rąk i wiesz o tym dobrze, dlategoś taki hardy. Ale możesz umrzeć szybko i bez bólu, tak, że ani nie poczujesz. A możesz konać długo i na wymyślne sposoby męczony, aż o dobicie błagać będziesz, a nikt ci tej łaski nie wyświadczy.
            Świętosławy słowom mocy niewątpliwie przydawało spojrzenie przekrwionych szarych ślepi Ragnara, w Niemca bez mrugnięcia wlepianych, a także mina Hallgrimsena, który powstrzymać się nie zdołał i ręce z przewidywanej uciechy zatarł. Niemiec przełknął głośno ślinę, co i rusz na kogo innego z tej trójki demonicznej wzrok przenosząc.
      - Jeśli powiem, co chcecie wiedzieć, zabijecie mnie szybko i bez kaźni, jednym cięciem – zażądał. Królowa skinieniem głowy przytaknęła.
      - Pytajcie.
      - Skąd jesteście, jak i kiedy się przez Bóbr przeprawiliście?
      - U grafa von Falkenheima rycersko służyliśmy. Graf tuż za rzeką, pół dnia drogi na południe od waszego grodu w stanicy stróżuje. Przeprawiliśmy się pod stanicą łodziami, a że plan był genialny, we wsiach demony udawać, to się drużyna z grodu waszego nie połapała. Ale Bóg nas pokarał za podstęp pogański, w demonów ręce wydając. – Hallgrimsen zachichotał. Sygryda miast skomentować, zadała kolejne pytanie.
      - Czyim graf z Falkenheimu jest lennikiem i stronnikiem?
      - Księcia Henryka bawarskiego.
     - Dlaczego i po co was graf za rzekę wysłał? Po rabunek w tych kilku wioskach mizernych? Aż taka to bieda i kryzys w niemieckiej ziemi?
      - Nie… To znaczy, też. Ale poza wszystkim, to syn grafa, młody panicz Herbert miał pierwsze doświadczenia w walce zebrać, nim do wojny prawdziwej przyjdzie… Ale… Ale wieczorem czy w nocy zagubił się nam i przepadł gdzieś w tych lasach, a jakeśmy go znaleźli, to mu już bandyta jaki głowę ścinał, puściliśmy za nim strzał kilka, ale całkiem jak demon przepadł w tej leśnej głuszy. – Królowa i jarl spojrzenia znaczące wymienili, oto bowiem ich w miodzie marynowany czerep zyskiwał tożsamość.
      - Skąd wiesz, kim jestem? Ja i mój… Oddział?
            Niemiec zawahał się z odpowiedzią, usta zaciął i wzrokiem uciekł, widząc jednak, jak Ragnar znów rękę do ciosu wznosi odrzekł z ociąganiem:
      - Wieść do nas przyszła.
      - Skąd i kiedy?
      - Przed dni kilkoma, że drużyna duńska pod wodzą duńskiej królowej i jej jarla też Polan będzie wspierać. Z grodu waszego Posen ta wieść do nas przyszła. Tedy… Jak graf już nasz wypad postanowił, tedy tak mówił, że jak do wymarszu przyjdzie, to Duńczycy raczej na Łużyce ruszą, żeby Milska za bardzo nie złupili… Tedy… Tedy graf nam się kazał prócz tego, że za demony podawać, to o was rozpowiadać i o tym… Tym szaleńcu. – Głowy gestem wskazał na Ragnara. – Żeby popłoch większy i zamieszanie wśród chłopów uczynić… Żeby całkiem już nie wiedzieli, kto swój, a kto obcy.
      - Z Poznania, powiadasz. – Głos Sygrydy pozornie spokojny był i bez wyrazu. – Od kogo dostaliście wiadomość?
      - Nie wiem. Do grafa posłaniec przybieżał. Koń niemiecki miał rząd, tyle wiem. Ale nie wiem od kogo… - Jeniec, Ragnara się zbliżającego widząc, coraz szybciej mówił, w królową wzrok błagalny wlepiając. – Nie wiem, kto posłańca wysłał, pani, przysięgam na krzyż święty, że nie wiem, przysięgam…
            Świętosława głową skinęła na znak, że wierzy, na co Niemiec uspokoił się wyraźnie. Zbyt szybko.
      - Ragnar.
      - Tak, najłaskawsza?
      - Niemcy w ostatnim czasie pokazali nam swoje tradycje narodowe: truciznę, którą cesarza Ottona zmogli, skrytobójstwo, którym margrabiego Ekkeharda usunęli, zdradę, którą nas tu właśnie pod Krosnem poczęstowali. Czas zademonstrować im tradycje nasze, duńskie. Pokaż razem z Hallgrimsenem temu tu Niemcowi, jak wygląda tradycyjny, duński Krwawy Orzeł*. A że orzeł to znak Piastów, tym tradycyjniej jeszcze będzie.
            Jeniec, snadź o duńskich tradycjach coś tam już gdzieś słyszał, bo wpierw z trwogi pobladł, potem zatargał się w więzach gwałtownie.
      - Obiecałaś! Obiecałaś mi szybką śmierć, jeśli będę mówić! Obiecałaś, kłamliwa suko pogańska… - Wybuch zdławił cios jarlowej pięści. Królowa przez ramię się ledwie odwróciwszy, odrzekła ze spokojem i wyrozumiałością niemal.
      - Tak, jeśli powiesz to, czego dowiedzieć bym się chciała. Nie powiedziałeś wszystkiego, co chcę wiedzieć.
- Bo nie wiem… Ja przysięgam, nie wiem…
            Odpowiedziało mu jedynie wzruszenie ramion. Po chwilach zaś kilku nad lasem uniósł się wrzask bólu wysoki, rozedrgany, wibrujący, w łkanie i jęki spazmatyczne przechodzący.I trwały te jęki, co i rusz w krzyk kolejny się wznosząc, trwały długo, aż do wieczora i w noc, zwierzynę płosząc i ptactwo leśne przekrzykując, odprowadzając drużynę duńskich wojów, kokardek już pozbawionych, z powrotem do Krosna, a słychać je było jeszcze i za grodową bramą.
___

*Krwawy Orzeł - oryginalny, średniowieczny, skandynawski sposób zadawania śmierci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz