Akcja tej opowieści rozpoczyna się w 1002 roku, jej miejsce to ziemie polskie i ich szeroko pojęte okolice. Przypominam, że panuje nam Bolesław, przez potomnych nazwany Chrobrym.

Dawniej blog ten znajdował się pod adresem: mad-and-evil.blog.onet.pl, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zajrzyj na pasek boczny.

piątek, 30 listopada 2012

8. Opętana (Emnilda)


     Bolesław był ponury i zasępiony. Ciągle zawracał sobie głowę polityką. Emnilda wspierała go, ale nie wykazywała zainteresowania sprawami Europy. Oczywiście, wydarzenia w Czechach były jej dosyć bliskie i znane, ale czekała na rozwój wypadków.  Jedyną ingerencją, której Świętosława nie mogła jej wybaczyć, było namówienie kniazia na naznaczenie na namiestnika Mieszka Lamberta.
     Mimo, iż chłopiec był delikatny jego inteligencja przeważała nad Bezprymem, pierworodnym księcia. Ponadto był praktykującym chrześcijaninem, podczas gdy jego przyrodniego brata ciągnęło ku wierze przodków, a na to młode, chrześcijańskie państwo nie mogło sobie pozwolić. Dlatego Emnilda postarała się, aby wysłać chłopca do Włoszech, do zakonu. Było wiele osób protestujących, ale skoro kniaź na to przystał, tak musiało być.
     A propos polityki, mariaż Regelindy z Hermanem miał pomóc, co Emnilda tłumaczyła córce. Jednak dziewczyna strasznie się go obawiała. Ciągle wypłakiwała się w ramię matki lub siostry. Adelajda posiadała wielki spokój ducha i równie wielką wiarę w Boga.
     - Siostra! Czego ryczysz? Toć Boga w tym ingerencja, inaczej być nie może.
     - Adelajdo – łkała Regelinda – wszak ja się boję. Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę, iż możesz życie dla Boga spędzić, a nie polityki i nieznanego ci mężczyzny. - Emnilda przysłuchiwała się tym rozmowom, zawsze z boku, półukryta. Mądrość starszej córki była wielka.
     - Spokojnie, Regelindo. Zaufaj Bogu, pomódl się, przemyśl.
     - Łatwo ci mówić…
     W tym momencie, zawsze wyłaniała się księżna. Uśmiechnięta i pogodna.
     - Wytrzyj twarz, bo twe oczęta ci wypłyną. Spójrz na mnie. Nie znałam twego ojca, przed zamążpójściem. Wierzaj mi, że potwornie się bałam, gdyż przede mną miał jeszcze dwie żony. Obie wypędził, rozprawił się z nimi w przykry sposób. Wyobraź sobie nerwy i strach, ściskający me serce, gdy miałam się z nim spotkać. – Zamknęła oczy. – Nerwus i raptus. Tak o nim mówiono. A do tego poganin. – Wytarła twarz córki wierzchem dłoni.
     – Teraz widzisz, że żyjemy w zgodzie ze sobą, nieprawdaż?
     - Niby tak… - westchnęła.
     - Córko! Uważaj, bo słyszę kroki twej ciotki! Chyba nie chcesz, żeby zobaczyła cię w tym stanie? I ja tego nie chcę. – W jej głosie dało się słyszeć coś dziwnego.
     – Nuże, uspokój się. 
     Dziewczyna otrząsnęła się. Gdyby zobaczyła ją Świętosława Sygryda, nie obyłoby się bez komentarzy. Kochała ją, ale czasem… No cóż, zbyt dużo krwi Piastowskiej, jak to mawiała Czesława, gdy były same. Emnilda często przywoływała córki do porządku, mówiąc, że idzie Świętosława, albo Bolesław, albo ktokolwiek inny, kto mógłby wzbudzić w nich respekt.
     - Gotuj się na spotkanie z narzeczonym. – Księżna wstała i otrzepała suknię. 

     Emnilda zaciągnęła na głowę kaptur od płaszcza i opuściła zamek, kierując się do kościoła. Zawsze mogła się modlić w kaplicy, ale wolała spotkać się z ludźmi. Nikt, oprócz biskupa i Bożydara jej strażnika, nie wiedział o eskapadach, nikt jej nie poznawał na ulicach.  Zawsze widziała coś godnego zapamiętania, na co powinna zwrócić uwagę kniaziowi. Tym razem, idąc przez rynek, zauważyła gorszącą scenę. Mężczyzna wywlókł z chałupy kobietę, trzymał ją za włosy i publicznie wyzywał od czarownic.
     - Nic nie zrobiłam! – krzyczała, ale nikt jej nie wierzył. Obrzucano ją kamieniami, pokazywano sobie palcami. Kobiety żegnały się i nie patrzyły nawet w jej stronę.
     - Jak też ludzie łatwo dają się podpuścić. – Emnilda pokręciła głową.
    – Czymże ta kobieta zawiniła? – spytała stojącej blisko przekupki.
    - Ano, zabiła swego syna… Ja tam nigdy bym złego słowa na nią nie powiedziała, aczkolwiek zachowywała się dziwnie. Rozumiesz, darła się nocami, robiła nienormalne rzeczy. Szatan ją opętał. Księżna nie bardzo chciała w to wierzyć. W tłumie wyszukała Bożydara. Skinieniem dłoni przywołała go do siebie.
     - Zabierz tę kobietę do biskupiego dworu. Powiedz, że ja cię przysyłam i za niedługo przybędę.
     Milczący mężczyzna skinął głową. Utorował sobie drogę i bez zbędnych ceregieli wyrwał z rąk chłopa jego żonę.
     - Rozkaz książęcy.
     Tłum zamilkł. Książęcy? Gdzieżby ktoś z rodziny panującej do zwykłego ludu się udał? Rzecz to niemożliwa. Po chwili wszyscy się rozeszli. Po co roztrząsać to, co niepojęte?  
  
     Biskup krążył po izbie swego domostwa, zły i zniecierpliwiony. W pomieszczeniu obok spała snem sprawiedliwym rzekoma czarownica. Emnilda stanęła przed nim, dosyć szybko.
     - Pani!
     - Księże biskupie. – Pokłoniła się.
     - Cóż to ma znaczyć?
     - Zadam jedno pytanie – nie zwróciła uwagi na złość w głosie duchownego.
     - Czy ona jest opętana?
     - No cóż…
     Biskup wykręcił się od odpowiedzi. Nie przyjrzał się jej, był zbyt przejęty. Gdy wrócił, odparł:
     - Nie.
     - Proszę to oznajmić na mszy…
     - Słucham?
     Ale księżna już wyszła.

1 komentarz:

  1. Sławciu, Sławiuniu, Sławusieńko, ja do Ciebie z prośbą przychodzę, ale to raczej na privie, dlatego, jakbyś na gg mogła jak będziesz mieć chwilę, to bardzo będę zobowiazana.
    Viera

    OdpowiedzUsuń